Obamomania w Brazylii

Brazylię ogarnął szał na punkcie Baracka Obamy - pisze brytyjski dziennik "The Guardian". Już sześciu polityków startujących w lokalnych wyborach nosi jego imię, a gadżety z wizerunkiem kandydata na prezydenta USA sprzedają się na pniu.

Brazylia z niesłychanym entuzjazmem podchwyciła pomysł, by czarnoskóry polityk stanął na czele państwa. Trudno się temu dziwić, gdyż kraj ten zamieszkuje duży odsetek ludności pochodzenia afrykańskiego, mało widoczny jednak na scenie politycznej.

47-letni senator z Illinois jest tematem numer jeden brazylijskich programów rozrywkowych i gazet, a koszulki z jego wizerunkiem rozchodzą się jak świeże bułeczki. Obamomania ogarnęła też polityków, którzy, świadomi popularności amerykańskiego senatora, próbują uszczknąć kawałek obamowego tortu. Już sześciu kandydatów startujących w lokalnych wyborach, które odbędą się w październiku, oficjalnie zmieniło personalia na "Barack Obama". Jest to możliwe, gdyż zgodnie z brazylijskim prawem wyborczym kandydaci mogą startować pod wybranym przez siebie imieniem.

W Belford Roxo, podupadłym miasteczku na przedmieściach Rio de Janeiro, wyborcy, którzy przyjdą do urn 5 października, staną przed historycznym wyborem. Będą mogli zagłosować na Alcidesa Rolima z Partii Pracujących, który obiecuje "miasto dla wszystkich" albo na Elizeu Pitorrę, komunistę, który wierzy, że nadszedł "czas na zmiany". Jednak większość głosujących prawdopodobnie wybierze 39-letniego Baracka Obamę, specjalistę ds. IT, do niedawna znanego jako Claudio Henrique dos Anjos.

Brazylijski Obama, który chce zostać pierwszym czarnoskórym burmistrzem Belford, zapewnia, że o zmianie jego personaliów zdecydowali sami wyborcy. "Ludzie zaczęli nazywać mnie Obamą, po tym jak pojawiłem się w telewizji ubrany w garnitur. Na ulicy też wołali na mnie Barack, więc postanowiłem zarejestrować się pod tym imieniem" - opowiada "Guardianowi" dos Anjos.

Amerykańskiego i brazylijskiego Obamę łączy pochodzenie - ich przodkowie zamieszkiwali Czarny Ląd - i poglądy. Dos Anjos otwarcie przyznaje się, że czerpie inspirację z przemówień senatora z Illinois - zapowiada polityczną odnowę, głosi hasła zmian i chce przeobrażeń w rodzinnym mieście. Obiecuje też, że jeśli zostanie burmistrzem, zaprosi do Belford imiennika z USA.