Tą trucizną można było zabić 200 osób

Najpierw była samobójcza śmierć pracownia laboratorium, potem okazało się, że z tego laboratorium zginęło kilkadziesiąt gramów cyjanku potasu. Zanim znaleziono opakowanie po truciźnie, na nogi zostały postawione służby miejskie.

We wtorek w laboratorium Zakładu Urządzeń Naftowych w Krośnie przeprowadzono inwentaryzację. - Kilka dni wcześniej zmarł pracownik laboratorium, który miał dostęp do trucizn. Inwentaryzacja jest w takich sytuacjach rutynową czynnością. W trakcie kontroli okazało się, że zginęła butelka 50 g cyjanku potasu - mówi nadkomisarz Marek Cecuła rzecznik prasowy KMP w Krośnie.

Pracownicy firmy powiadomili policjantów, a ci rozpoczęli poszukiwania trucizny. W pierwszej kolejności przeszukano mieszkanie zmarłego pracownika laboratorium. Kilka godzin od odkrycia w laboratorium, w koszu na śmieci na jego posesji policjanci znaleźli wymyta butelkę po cyjanku. Wtedy też połączono śmierć mężczyzny z kradzieżą trucizny. - Prowadzimy postępowanie w tej sprawie. Lekarz, który stwierdzał zgon mężczyzny wskazywał, że mężczyzna mógł zażyć nieznaną truciznę. Ponieważ wszystkie okoliczności wskazywały, że była to śmierć samobójcza, wykluczono działanie osób trzecich, prokurator odstąpił od wykonania sekcji zwłok. Mężczyzna został pochowany - wyjaśnia nadkomisarz Cecuła.

Policji udało się ustalić, że mężczyzna zmarł w swoim łóżku. Obok łóżka żona znalazła kubek, być może to z tego kubka samobójca wypił truciznę. Czy tak rzeczywiście się stało, czy też może zmarł po zażyciu innego środka okaże się po sekcji zwłok. Specjaliści od medycyny sądowej są w stanie ustalić stężenie cyjanku w organizmie i określić spożytą ilość tej trucizny. W czwartek prokurator wyda decyzję o ewentualnej ekshumacji ciała.

Zaginięcie trucizny, która natychmiast mogłaby zabić 200 osób, postawiło w stan gotowości służby miejskie w Krośnie. Monitorowano ujęcia wody, obserwowano oczyszczalnię ścieków. Na szczęście w żadnym z tych miejsc nie zanotowano niepokojących zjawisk.