"Pablo Picasso pytany o największe odkrycia, jakich dokonał w pierwszej połowie XX wieku, powiedział: blues, kubizm i polska wódka. Pół żartem - pół serio smakujemy i dowiadujemy się, czym jest wódka dla Polaków!" - zachęcają na anglojęzycznych stronach organizatorzy wycieczek po Krakowie.
- Z oferty Polish Vodka Tasting (kosztowanie polskiej wódki) korzystają głównie Anglicy i Amerykanie, ale nie brakuje też Hiszpanów, Włochów czy Niemców - wylicza Artur Babula z biura Cracow City Tours. Każdego wieczoru, oprócz poniedziałków, w jednym z krakowskich pubów spotyka się grupa gości, którzy chcą spróbować najpopularniejszego polskiego napitku. Cena obejmuje pięć kieliszków oraz pamiątkową koszulkę. Godzina zabawy z polską wódką w roli głównej to 60 zł. - Z takiej oferty korzystają ci, którzy przyjeżdżają sami. Chcą poznać ludzi i dobrze się zabawić - mówi Babula. Organizator zastrzega sobie, że nie bierze odpowiedzialności za przedawkowanie alkoholu.
Jest jeszcze możliwość spróbowania polskich przysmaków. I tutaj może turystę czekać niespodzianka. Jedno z biur organizuje bowiem "Polską ucztę" w restauracji... Ukraiński smak. Za 130 zł można zjeść tradycyjny obiad, spróbować polskiego piwa, nauczyć się tańczyć poloneza i wziąć udział w Vodka Drinking Challenge (zawody w piciu wódki). Skąd to pomieszanie nazw i krajów? Organizatorzy uczty chcą pokazać turystom, że kiedyś niektóre części Ukrainy wchodziły w skład Polski.
Barbara Dudek, przewodniczka po Krakowie, przyznaje: - Wielu osobom, zwłaszcza starszym, wizja Polski i Krakowa zatrzymała się w czasach głębokiego komunizmu i kiedy pojawiają się na Rynku czy Kazimierzu są zdziwieni, że można tu spędzić czas podobnie jak w innych europejskich miastach - mówi.
Dziwią się nie tylko starsi. - Licealiści ze Skandynawii są np. przekonani, że w Krakowie nadal stoi się w kolejkach do sklepów, a wieczorem nie ma gdzie pójść - mówi Małgorzata Wardolska, przewodniczka po Krakowie. Turyści z USA na wstępie zapytali ją kiedyś: "czy tutaj można kupić pralkę?".
Okazuje się, że nie tylko pralkę można w Krakowie kupić, można też zafundować sobie rejs po mieście odpicowaną nyską z odjechanym kierowcą albo wybrać się na off-roadową wyprawę.
Krakowskie biura turystyczne starają się wyprzedzać nawet najdziwniejsze zachcianki turystów z zagranicy. Z Balic delikwenta, który ma w kieszeni zbędne 400 zł, odebrać może zamiast zwykłej taksówki Crazy Van prowadzony przez kierowcę przedstawiającego się jako Daddy Cool. To nyska przerobiona na wzór samochodów z programu MTV "Pimp my ride" ("Odpicuj moją brykę"). Wnętrze samochodu wyłożone jest futerkiem, a centralne miejsce zajmuje rurka do tańca, którą na życzenie turysty może zaopiekować się seksowna "autostopowiczka". Barek w nysce jest zaopatrzony według potrzeb klienta.
Biura typu incentive, które zajmują się szkoleniami i wyjazdami integracyjnymi dla firm, dla turystów organizują przede wszystkim dni kawalerskie. - To jazda na quadach, potem najczęściej połączona z pub crawlingiem, czyli "włóczeniem się" po krakowskich knajpach - mówi Magda Ziaja, z firmy Compass. Jeśli jazda na quadach to zbyt mały dreszczyk emocji, są też off-roadowe wycieczki, np. na Pustynię Błędowską. Z tych atrakcji najchętniej korzystają Brytyjczycy.