Impreza alkoholowa miała się odbywać w styczniu 2007 r. w jednym z pokoi na trzecim piętrze komendy miejskiej przy ul. Północnej. O godz. 18 policjanci skończyli służbę, a o godz. 20 do dyżurnego komendy zadzwonił mężczyzna podający się za dostawcę pizzy i doniósł o libacji.
W grudniu zeszłego roku funkcjonariusze zostali przez sąd rejonowy skazani na naganę. - Jeśli na stole znalazły się wódka, plastikowe kubki, kiełbasa, chleb i musztarda, to nie można mówić o zbiegu okoliczności - ocenił sąd nie dając im wiary o przypadkowym spotkaniu. Ich wersję podważyły też butelki wyrzucone na dach policyjnego kasyna. Sąd uznał, że trudno twierdzić, że opróżnione flaszki znalazły się tam przypadkiem. Według adwokata policjantów koronnym dowodem na ich niewinność miało być też to, że mężczyźni nigdy nie kupują wódki dwóch różnych marek, a butelki na dachu komendy były po Sobieskim i Maximusie. Ten argument jednak nie przekonał sądu w zeszłym roku.
Policjanci odwołali się od tego wyroku, a sąd okręgowy uchylił go w kwietniu, uznając, że naruszona została zasada obiektywizmu - badano tylko okoliczności niekorzystne dla oskarżonych policjantów. Funkcjonariusze nie kwestionowali, że pili alkohol, do czego okazję dał im nowy samochód kolegi. Twierdzili jednak, że mimo środka zimy opijali go na parkingu. Zeznali, że wrócili do pracy po wypiciu dwóch piw, gdy spostrzegli kolegę wchodzącego do komendy. Chcieli zaprosić go na wódkę. Ich plany jednak przerwało doniesienie mężczyzny, podającego się za dostawcę pizzy.
Policjanci podczas zakończonego wczoraj procesu powołali się na opinię biegłych z zakładu medycyny sądowej, którzy stwierdził, że funkcjonariusze pili piwo w godz. 18-19, a nie o godz. 20, kiedy zostali zatrzymani w komendzie. Potwierdziło to zeznania świadków i oskarżonych.
- Sąd rejonowy uznał wersję oskarżonych policjantów za najbardziej prawdopodobną - tłumaczy adwokat Andrzej Maleszyk, obrońca funkcjonariuszy. Oskarżyciel - komendant miejski policji - ma siedem dni na złożenie wniosku o uzasadnienie wyroku.