Szkoła w Karlstad w środkowej Szwecji zainteresowała się Wolskimi już w marcu - donosi "Gazeta". Nauczycielka w klasie ich syna przeczytała opowiadanie o ojcu, który uderzył syna. Potem zapytała dzieci kto przeżył podobną historię. Ośmioletni Kamil Wolski podniósł rękę do góry, przyznał, że "czasem dostaje klapsy od taty i mamy". Później nauczyciel WF-u zauważył siniaki na ciele chłopca.
Pod koniec maja szkoła zaalarmowała służby socjalne. Kamila i jego starszego brata Maćka przesłuchały pracownice socjalne. Nagranie z tej rozmowy jest dowodem w sprawie.
Historię rodziny Wolskich opisała "Gazeta Wyborcza". Lekarska rodzina przyjechała z Polski do Szwecji na trzyletni kontrakt. Wyemigrowali jak wielu - Piotr uczył się języka wcześniej na kursie z innymi lekarzami - jego żona Ewa poznawała język na miejscu. Piotr dostał prace w klinice w małej miejscowości w środkowej Szwecji. Ich dzieci ośmioletni Kamil i dziesięcioletni Maciek poszli tam do szkoły.
Pod koniec maja Ewa odebrała dziwny telefon. Dzwoniła urzędniczka z "socjalu". Mówiła coś o dzieciach, że dla dobra sprawy nie powie, gdzie są , a Wolscy powinni sobie szukać adwokata. W pierwsze chwili pomyślała, że to pomyłka - potem pobiegła do urzędu socjalnego. Tam dowiedziała się, że synów zabrano ze szkoły i każdy dostał swojego adwokata.
Urzędniczka była bardzo młoda i zdystansowanym tonem oznajmiła: - Policja zarzuca wam, że znęcacie się nad dziećmi. Na razie chłopcy nie wrócą do domu.
Mecenas Jerzy Misiowiec od 30 lat pracuje w Sztokholmie: - Sprawa Wolskich jest typowa. Polacy przeżywają tu szok kulturowy. W całej Skandynawii bicie dzieci jest zakazane i traktowane jak przestępstwo. Nie toleruje się nawet klapsów. Nam się wydaje , że klepnięcie w pupę jest niewinne, a w Szwecji za to staje się przed sądem.
Mecenas Misiowiec: - Rzadko takie sprawy kończą się powrotem do domu. Szwedzi dają państwu duże przyzwolenie na interwencje w sprawy rodziny.
Jak informuje "Gazeta Wyborcza", Wolscy odzyskali chłopców pod warunkiem, że zgodzą się na terapię rodzinną. Mówią, że dla synów zrobiliby wszystko, choć nie czują się winni.
Spotkania zaczną się jesienią. Zawiadomienie przyszło pocztą: "Kurs dla rodzin, w których występuje zjawisko przemocy."