Kilauea jest największym czynnym wulkanem na świecie. Z jego krateru nieustannie wylewa się lawa, która spływa do oceanu, zamieniając wodę we wrzątek. Jednym słowem - idealna sceneria do zrobienia pamiątkowego zdjęcia z Hawajów.
Do takiego wniosku doszedł CJ Kanuha, który postanowił podpłynąć na desce surfingowej do wulkanu jak najbliżej się da. Woda była bardzo gorąco, ale zdjęcia mrożą krew w żyłach.
- To były jedne z najbardziej ekscytujących zdjęć, jakie robiłem w całym życiu - stwierdził Kirk Lee Aeder, który obserwował śmiałego przyjaciela z helikoptera i robił zdjęcia.
Przed niebezpieczną wycieczką 24-letni surfer złożył ofiarę bogini wulkanu, Pani Pele. Wolał nie ryzykować jej gniewu - niebezpieczeństwo było zbyt duże. Gotująca się woda w niektórych miejscach była tak gorąca, że szybko rozpuszczała wosk, którym pokryta jest deska.
Jednak według śmiałka ryzyko opłaciło się. - To było niezwykłe uczucie znaleźć się tak blisko mocy lawy płynącej z wulkanu - wspomina Kanuha.