Kilka tygodni temu opisywaliśmy dramatyczną historię pacjentki rannej w wypadku tramwajowym. W Klinice Chirurgii Szczękowej na Francuskiej w Katowicach lekarze nie chcieli jej przyjąć na konsultację. Ranną przewieziono do Szpitala św. Barbary w Sosnowcu, gdzie musiała czekać, aż przyjedzie do niej chirurg, który tego dnia dyżurował pod telefonem.
Ujawniliśmy też, że 4 maja pogotowie przywiozło na Francuską pacjenta z intensywnej terapii z Chorzowa. Wtedy także chodziło tylko o konsultację, ale portier nie chciał nawet wpuścić karetki za bramę. Tłumaczył, że szczękówka nie ma tego dnia ostrego dyżuru. Lekarze z kliniki wyjaśniali nam wówczas, że zamieszaniu winny jest Andrzej Płazak, dyrektor Szpitala im. Mielęckiego, bo nie chce przeznaczyć na dyżury większych pieniędzy i zatrudnić nie jednego, a dwóch lekarzy. Płazak nie chciał rozmawiać z "Gazetą".
Sprawa wywołała oburzenie w Centrum Zarządzania Kryzysowego w Urzędzie Wojewódzkim. Wojewoda zawiadomił Narodowy Fundusz Zdrowia i władze Śląskiego Uniwersytetu Medycznego. Obydwie instytucje zaczęły wyjaśniać sprawę. I oto okazało się, że od początku roku portierzy szpitala przy Francuskiej aż sześć razy odsyłali karetki z chorymi skierowanymi na szczękówkę. Poinformował o tym w liście do rektora SUM Jacek Czapla, wicedyrektor Wojewódzkiego Pogotowia Ratunkowego. - Przypadki odsyłania chorych przez lekarzy nie należą, niestety, do rzadkości. Tym razem jednak sprawa była wyjątkowo drastyczna: odsyłał nie lekarz, lecz portier. Dlatego pracownicy pogotowia świetnie to zapamiętali - mówi Czapla.
Wojciech Brachaczek, wojewódzki koordynator ratownictwa medycznego, dodaje, że w takim przypadku decyzja na pewno nie należała do portiera, ale jego przełożonych.
Tymczasem Andrzej Płazak wszystkiemu zaprzeczył. W liście do NFZ-tu zapewnił, że w szpitalu nie doszło do żadnych nieprawidłowości.
- Szpital ma z nami kontrakt na szczękówkę, a to oznacza, że powinien pełnić dyżur cały czas. Dyrektor Płazak twierdzi, że tak właśnie dzieje się w jego szpitalu, nie wydawał żadnych poleceń portierom i nie doszło do żadnych przypadków odmowy przyjęcia pacjentów - mówi Jacek Kopocz, rzecznik śląskiego NFZ-tu.
Chcieliśmy zapytać Płazaka, dlaczego jego wersja tak bardzo różni się do tej przedstawionej przez pogotowie, ale i tym razem nie miał czasu na rozmowę z nami.
Co na to wszystko inne instytucje? Władze SUM - jak się dowiedzieliśmy - przygotowują odpowiedź dla "Gazety" w tej sprawie (do piątku wieczorem stanowisko uczelni nie dotarło jednak do redakcji), NFZ najprawdopodobniej ograniczy się tylko do przypomnienia szpitalom w Sosnowcu i Katowicach o obowiązkach wynikających z podpisania kontraktu, a Śląska Izba Lekarska wydała dokument przypominający o obowiązkach lekarza przyjmującego chorych do szpitala.
- Pocieszające jest to, że od momentu ukazania się artykułu nie było już podobnego przypadku - podsumowuje Brachaczek.
Kronika kryminalna Katowice - polecamy: Pijany komendant kierował komisariatem