Sztab generalny o bombach

Bomby, które leżą w pobliżu drogi krajowej koło Białej Podlaskiej, mogłyby być szybciej zniszczone, gdyby wojewoda wskazała odpowiednie tereny - twierdzi wojsko.

Wczoraj napisaliśmy, że pod Białą Podlaską, 100 metrów od drogi krajowej nr 2, zalegają stosy bomb z czasów II wojny światowej. Nikt nie wie, ile dokładnie leży ich w ziemi. Lokalne władze mówią o setkach. Saperzy rozminowujący teren o kilkudziesięciu. Wszystkie bomby muszą być wywiezione i zdetonowane, ale najbliższy poligon w Jagodnem czynny jest tylko dwa dni w ciągu tygodnia. Zarządzający nim wojskowi tłumaczą, że mogą go udostępnić, ale dopiero od czwartku.

Po naszym tekście sprawą zainteresował się Sztab Generalny Wojska Polskiego. W przesłanym "Gazecie" oświadczeniu pułkownik Sylwester Michalski napisał, że do rozminowania bialskiego lasu skierowani zostali dodatkowi żołnierze. Ponadto dał do zrozumienia, że "niszczenie niewybuchów mogłoby przebiegać sprawniej, gdyby na terenie woj. lubelskiego funkcjonowało inne, dodatkowe miejsce do niszczenia przedmiotów wybuchowych i niebezpiecznych [takie wskazuje wojewoda - red.]".

- Takie tereny muszą należeć do skarbu państwa i być oddalone o trzy kilometry od najbliższych zabudowań. A nie każdy powiat chce mieć je u siebie - tłumaczy Włodzimierz Stańczyk, dyrektor wydziału bezpieczeństwa i zarządzania kryzysowego lubelskiego urzędu wojewódzkiego. W najbliższym czasie zamierza zwrócić się do starostów, aby wyznaczyli takie miejsca.