Awantura o Basię ojców z Bydgoszczy i Trójmiasta

- Basia! Tata przyjechał! Uwolnijcie moją córkę! - krzyczał Bartosz Kowa pod domem swojej byłej żony w Koronowie. Wspierali go inni ojcowie z Bydgoszczy i Trójmiasta

Senne na co dzień Koronowo stało się w środę miejscem manifestacji ojców, walczących o prawo do widywania się ze swoimi dziećmi. Przed domem byłej żony Bartosza Kowy mężczyźni rozstawili transparenty: "Ograniczanie kontaktów z ojcem jest krzywdą dla dziecka", "Brońmy nasze dzieci przed chorym systemem". Ustawili też śmietniki, na których napisali: "Tata przeznaczony do utylizacji". - Nie byłoby nas tutaj, gdyby matka dziecka respektowała prawo. Sąd zasądził widzenia z ojcem, a matka konsekwentnie ich odmawia. Dlatego postanowiliśmy wesprzeć Bartosza - tłumaczy Jarosław Maciaszek, szef Stowarzyszenia Ochrony Praw Dziecka z Bydgoszczy.

Bydgoszczanie zorganizowali manifestację wspólnie z ojcami z Trójmiasta. O godz. 15, kiedy miało rozpocząć się zasądzone widzenie Kowy z trzyletnią córką, włączyli syreny i zaczęli gwizdać. - Ludzie! W tym budynku więzione jest dziecko! Znęcają się psychicznie nad małą dziewczynką! - krzyczał przez megafon jeden z ojców.

Na ulicy szybko zebrał się tłumek ciekawskich. Podzielili się na "przyjaciół i wrogów" pikietującego taty. - Znamy tę rodzinę, to nieprawda, że ktoś znęca się nad tą malutką. Jest zadbana, radosna. Ojciec nie powinien tak się zachowywać. Jeśli zależy mu na kontakcie z dzieckiem, musi tu bywać, pomagać finansowo - mówiła kobieta, która z mężem i kilkuletnią córką przyglądała się pikiecie.

- Ten młody człowiek z desperacją walczy, żeby była żona respektowała wyrok sądu. Nie dziwię się, że posunął się do takiej skrajności - nie zgodziła się Aleksandra Ignasiak.

Kowa poznał żonę na studiach w Toruniu. Przypadli sobie do gustu, ale nie spieszyli się do ślubu. - Basia miała trzy miesiące, kiedy się pobraliśmy. Rodzina naciskała, więc narzeczona w końcu się mi się oświadczyła - opowiada. - Po ślubie mieszkaliśmy w Bydgoszczy, potem przenieśliśmy się do Gdyni. Od tamtego czasu teściowa zaczęła podburzać żonę. Kłóciliśmy się jak wszyscy, ale żona nigdy nie groziła rozstaniem. Aż któregoś dnia przyjechała teściowa, zabrała żonę, dziecko, i tyle ich widziałem. Nawet słowa wyjaśnienia.

Dwa tygodnie później dostał pozew. - Od półtora roku nie jesteśmy małżeństwem i od tego czasu mam problem, żeby spotkać się z własnym dzieckiem, choć sąd nakazał widzenia. Wiem, że w takiej sytuacji są setki mężczyzn, dlatego zdecydowałem się zorganizować tę manifestację, choć pewnie narażę się na jeszcze większe szykany ze strony rodziny żony.

Była żona i tym razem nie wpuściła Kowy do mieszkania. Weszła tam za to policja. - Nawet mi nie powiedzieli, czy Basia jest w środku - żalił się mężczyzna.

Policjantom nie spodobała się pikieta, choć ojcowie mieli na nią pozwolenie. Najpierw nakazali im wyłączyć syrenę, a potem - na prośbę teściowej Kowy - rozejść się. Przy okazji niektórych spisali. - To dziwne, że policja trzyma stronę osób łamiących wyroki sądowe - mówił Maciaszek. - W Lublinie, podczas podobnej akcji, funkcjonariusze pomogli ojcu zobaczyć się z dzieckiem.

- Wyrok wyrokiem, ale trzeba zachować rozsądek - komentuje Mirosław Dąbkowski, wojewódzki konsultant ds. psychiatrii dzieci i młodzieży. - Kto faktycznie kocha dziecko, nie będzie domagał się siłą tego, co mu się słusznie należy. Nie nawołuję do odpuszczenia sprawy, ale takie zachowanie rodziców nie pozostanie bez wpływu na dziewczynkę. Mała może mieć poczucie, że jest wychowywana w oblężonej twierdzy, a mama broni do niej dostępu. Może być też tak, że kiedy dziecko dorośnie, będzie miało za złe, że rodzice nie dogadali się i pozbawili ją kontaktu z jednym z nich. Radzę im, żeby znaleźli terapeutę, który stanie się moderatorem ich spotkań. Może dzięki temu dorośli dojdą między sobą do porozumienia, które nie będzie uderzało w ich dziecko.