Dyrektor oskarżony o katastrofę na Halembie

Prokuratura zakończyła śledztwo w sprawie katastrofy w kopalni Halemba. O jej spowodowanie oskarżono dyrektora kopalni i głównego inżyniera. Sztygarzy odpowiedzą natomiast za narażanie życia górników.

Do tragedii w rudzkiej kopalni Halemba doszło w listopadzie 2006 r. podczas likwidowania ściany wydobywczej na poziomie 1030 metrów. Wybuch metanu, a następnie eksplozja pyłu węglowego zabiły 23 górników z kopalni oraz zewnętrznej firmy Mard, którzy demontowali na dole maszyny.

- Zginęli, bo na kopalni fałszowano odczyty z metanomierzy i nie prowadzono profilaktyki przeciwmetanowej - mówi prokurator Michał Szułczyński, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Gliwicach, która wczoraj zakończyła śledztwo w tej sprawie.

Na ławie oskarżonych zasiądzie 27 pracowników kopalni i Mardu: sztygarzy, nadsztygarzy, inżynierowie i specjaliści od metanu. Są oskarżeni o narażenie górników na utratę życia i zdrowia. Według prokuratury w dniach poprzedzających katastrofę fałszowali próbki pyłu węglowego oddawanego do badań w laboratorium i zmuszali górników do pracy, choć wiedzieli, że pod ziemią w każdej chwili może dojść do tragedii. Najpoważniejsze zarzuty ciążą jednak na byłym dyrektorze kopalni Kazimierzu D. i głównym inżynierze Marku Z. Zostali oskarżeni o spowodowanie katastrofy. Jako jedyni podejrzani siedzą w areszcie.

Zdaniem prokuratury dyrektor Kazimierz D. już kilkanaście dni przed katastrofą otrzymywał odczyty z metanomierzy, z których wynikało, że na poziomie 1030 metrów, gdzie trwał demontaż górniczych maszyn, stężenie metanu przekracza dopuszczalne normy. O grożącym górnikom niebezpieczeństwie informowali go również dyspozytorzy, którzy meldowali, że monitorujące stężenie metanu czujniki wybijają pod ziemią prąd. Zdaniem prokuratury dyrektor kopalni miał świadomość, że w takiej sytuacji jedna iskra mogła zamienić wyrobisko w ścianę ognia, ale zlekceważył te ostrzeżenia, nie przerwał robót i nie kazał wycofać ludzi z zagrożonego rejonu. Ostatni raport o wysokim stężeniu metanu dostał w dniu katastrofy. Podobne informacje miał otrzymywać również Marek Z. Według prokuratury także je ignorował.

Prokuratorzy podejrzewają, że decyzję o kontynuowaniu prac, mimo zagrożenia życia górników, podjęto z powodów ekonomicznych. Wycofanie pracowników i wietrzenie wyrobiska oznaczało jego zamknięcie oraz ściągnięcie pod ziemię zespołu ratowników. Dla kopalni były to dodatkowe koszty.

Kompania Węglowa, do której należy kopalnia Halemba, nie komentuje ustaleń prokuratorskiego śledztwa. - Czekamy na proces i wyrok sądu - mówi Zbigniew Madej, rzecznik prasowy Kompanii.

Byłemu dyrektorowi kopalni i jej głównemu inżynierowi grozi kara 12 lat więzienia, pozostałym oskarżonym - 8 lat pozbawienia wolności. Dziewięciu z 27 podejrzanych przyznało się do winy i złożyło wnioski o dobrowolne poddanie się karze. Wyjaśniający okoliczności tragedii sąd przesłucha 356 świadków.

W sprawie katastrofy w kopalni Halemba zapadły już dwa wyroki. Ewa K. z firmy Góreks została skazana na dziewięć miesięcy, a sztygar Franciszek S. na rok w zawieszeniu na dwa lata. Oboje uczestniczyli w ustawianiu przetargu na roboty na poziomie 1030 metrów.