"Stanowczo protestuję, aby Uniwersytet Jagielloński (...) angażował się w przedsięwzięcia, które pod przykrywką pseudonaukowej debaty promują wśród młodzieży akademickiej postawy proaborcyjne" - to fragment listów protestacyjnych, które od kilku dni zasypywały władze UJ-otu. Akcję zorganizowały środowiska prawicowe związane m.in. z Młodzieżą Wszechpolską i "Naszym Dziennikiem". Wzburzenie wywołała zapowiedź dyskusji na uczelni o prawie do aborcji w Polsce. Debatę "Czy Trybunał w Strasburgu zalegalizował aborcję? - Wyrok Alicja Tysiąc przeciwko Polsce" zorganizowała w czwartek Katedra Porównawcza Studiów Cywilizacji UJ i Europejskie Forum Studentów AEGEE Kraków. Jako plakat wykorzystano pracę Doroty Nieznalskiej z koroną cierniową oplatającą brzuch nagiej kobiety.
"Najstarsza i jedna z najbardziej renomowanych uczelni w Polsce - Uniwersytet Jagielloński, którego donatorką była święta Królowa Jadwiga, firmuje wątpliwej jakości imprezę (...)" - alarmował w poniedziałek "Nasz Dziennik". W następnych dniach dalej piętnował uczelnię ("UJ zaczyna mówić językiem ulicy") i organizatorów dyskusji ("tendencyjny dobór prelegentów reprezentujących środowiska liberalne"). "Ten plakat, w istocie swej ordynarny i prymitywny, dezawuuje całe spotkanie jako spotkanie akademickie, on zawiera właśnie fałszywą tezę, odpowiednio ustawia i ukierunkowuje dyskusję w sposób tak agresywny, że wszystkie argumenty w obronie życia i praw poczętego dziecka brzmieć będą nieprzekonująco" - przekonywał w "ND" prof. Piotr Jaroszyński z toruńskiej uczelni o. Tadeusza Rydzyka. Wtórował mu senator PiS-u Zbigniew Cichoń, prezes Stowarzyszenia Rodzin Katolickich.
List protestacyjny przeciw "skandalicznej debacie" wraz z adresami mailowymi organizatorów i sekretarza rektora UJ-otu zamieściła na swej stronie Młodzież Wszechpolska i niektóre portale katolickie. Protestujący, w tym Społeczny Komitet Zwalczania Pornografii, żądali zakazu debaty i ukarania osób odpowiedzialnych za "skandal". "Kto nie walczy, ten ustępuje pola żywiołom wrogim. i ponosi moralną odpowiedzialność za szerzące się zło" - nawoływał na swoim blogu były poseł LPR-u Wojciech Wierzejski. Plakat krytykował ks. Robert Nęcek, rzecznik krakowskiej kurii. - Nie mam nic przeciw wolności dyskusji na uczelni. Uniwersytet nie powinien jednak posuwać się do niskich prowokacji, aby zachęcać ludzi do debaty. Lepiej trafiać do intelektu niż do emocji - stwierdził.
Rektor UJ-otu Karol Musioł nie tylko nie zabronił debaty, ale też wykluczył jakiekolwiek konsekwencje wobec organizatorów. "Plakat mi się nie podoba, gdyż sugeruje jednostronny punkt widzenia organizatorów przed rozpoczęciem dyskusji" - odpowiedział protestującym w oficjalnym oświadczeniu. "Nie jest rolą rektora cenzurowanie działań pracowników Uniwersytetu Jagiellońskiego - przypuszczam, że przyjmą to Państwo ze zrozumieniem. Każdy sam odpowiada za swoje czyny".
Przed czwartkową debatą nieznane osoby pozrywały plakaty. Zobaczyć je można było jedynie w internecie. Mimo to sala pękała w szwach. Wiele osób cisnęło się w korytarzu przed wejściem, gdzie młodzi prawicowcy rozdawali antyaborcyjne ulotki. Starsza kobieta trzymała w górze artykuł o siatkarce Agacie Mróz, która kilka miesięcy przed śmiercią ryzykowała życie, aby urodzić córkę.
Protest zaskoczył organizatorów. Zaprzeczali, by chcieli kogokolwiek urazić plakatem czy też "ustawić" dyskusję. Dzieło Nieznalskiej - jak twierdzili - miało jedynie zwrócić uwagę na problem, sprowokować do debaty nad prawem do usuwania ciąży w Polsce. - Wydarzenie ma charakter naukowy i nie ma na celu opowiadania się, nakłaniania czy przekonywania do stanowiska "za" lub "przeciw" aborcji - oświadczyła Elżbieta Galarowska, prezydent AEGEE Kraków. - Przykro mi, jeśli ktoś poczuł się urażony. Mam jednak wrażenie, że w tym proteście nie chodzi o plakat, lecz w ogóle o zablokowanie dyskusji o konsekwencjach prawnych wyroku trybunału w Strasburgu w sprawie Alicji Tysiąc - zastrzegał dr Ireneusz Kamiński, jeden z prelegentów z UJ-otu.
Co o tym sądzisz? Czekamy na Wasze listy: listydogazety@gazeta.pl