Agata Mróz: Który zakończy moją karierę.
- Może nie zakończy, ale ją przerwie. Na razie mówię "stop". Wychodzę za mąż, marzę o powiększeniu rodziny. Nawet jeśli nie wszystkie plany uda się zrealizować, robię przerwę od siatkówki ze względu na kiepskie zdrowie. Nie wiem, na jak długo. Pół roku, rok. W badaniach morfologicznych mam 50 tys. płytek krwi, gdy dopuszczalna norma to 150 tys. Jeśli nie osiągnę poziomu chociaż 90 tys., nie podejmuję się dalszych treningów, nie mówiąc już o grze. W klubie wiedzą o moich kłopotach, jestem traktowana inaczej niż pozostałe dziewczyny w drużynie. Ale tak dalej się nie da. Kontrakt z Grupo 2002 Murcia wiąże mnie do maja, ale jeśli ze zdrowiem będzie bardzo źle, szefowie klubu pozwolą mi odejść wcześniej. Moja decyzja jest przemyślana, nie ma od niej odwrotu.
- Nie wiem, czy to moja najwyższa forma, ale oczywiście żałuję, bo siatkówka to moja pasja, coś, co kocham. Ale na tym nie można opierać całego życia. Zakładam rodzinę, nie mogę już myśleć tylko o sobie. A że nie mam zdrowia, nie mogę dalej ryzykować, bo mam dla kogo żyć. Podejmując tę decyzję, mówiąc o niej, mam łzy w oczach, ale jestem w sytuacji bez wyjścia. Liczę tylko na to, że kiedyś wrócę.
- Dorota jest trochę starsza ode mnie, dla niej to była ostatnia szansa, by zajść w ciążę, nie dziwię się jej decyzji. I choć zapowiadała, że kończy karierę, chce wrócić do siatkówki. Zdrowie jej na to pozwala, więc reprezentacja nie straci czołowej przyjmującej świata. Jeśli moje zdrowie się poprawi, też jestem gotowa do powrotu.
- Nie. Moje zdrowie jest zrujnowane. Przy takich wynikach mam mniejsze szanse niż inne kobiety, by np. zajść w ciążę. Jeżeli nie przestanę grać, będzie jeszcze gorzej, a tego nie chcę. Hiszpańscy lekarze zrobili mi ostatnio badania, wzięli wycinek kości i jeśli potwierdzą diagnozę polskich medyków, jedyną szansą na powrót do zdrowia jest przeszczep szpiku kostnego. Czy mam przekonywać, jak poważna jest to sprawa? Że przeszczep to nie zabieg kosmetyczny jak powiększenie piersi? Mogę wysłać panu badania, proszę je pokazać lekarzowi, to dowie się pan, co te liczby oznaczają. Na każdym kroku muszę się pilnować, odpoczywać, utrzymywać dietę. Nie mogę nawet wyjść z dziewczynami na imprezę, bo wszystko to odbija się zaraz na wynikach. Jestem przerażona, ale nie załamuję się. Nie mogę polec chociaż w psychicznej walce z chorobą.
- Jestem przyzwyczajona. Jako juniorka grałam i uczyłam się w Szkole Mistrzostwa Sportowego. Wiem, co to znaczy zgaszone światło w pokoju o godz. 23, wiem, co znaczy zakaz rozmów przez telefon komórkowy. Co prawda trener Andrzej Niemczyk dał nam w kadrze nieco luzu, pozwalał np. na pobyt narzeczonego na zgrupowaniu, ale jestem w stanie podporządkować się nawet najsurowszym regułom. Poza tym po co o tym mówić, skoro właśnie przerywam karierę?
- Nie rozmawiałam z nim, ale teraz na mnie liczyć nie może. Może w przyszłości, ale nie wiem kiedy.
- Poza Gosią Glinką, z którą gram w klubie, nie mam kontaktu z innymi dziewczynami. Ale wierzę, że będzie dobrze. Myślę, że po rozmowach z działaczami i trenerem dziewczyny dojdą do wniosku, że warto poświęcić się kadrze. Nie można zaprzepaścić czegoś, na co pracowałyśmy latami. Co prawda ubiegły rok był dla kadry nieudany, ale jest potencjał, by karta się odwróciła.
- Mogę wypowiadać się na swój temat. Mam nadzieję, że są ludzie, którzy wiedzą, jak poważna jest moja choroba. Że to nie katar czy angina. Że gra w klubie raz na tydzień to nie to samo co codzienne mecze na turnieju. W Hiszpanii gram tylko w lidze i Pucharze Top Teams, który już za nami. Obciążenia są nieporównywalnie mniejsze niż np. w Polsce. Było mi przykro, że nie pojechałam na mundial, choćby dlatego że na takiej imprezie nigdy nie byłam. Ale z jeszcze większą przykrością czytałam niektóre opinie kibiców. Tym, którzy mnie krytykowali, życzę, by nie dotknęły ich problemy podobne do moich.
- Znam sprawę i myślę, że Mariusz powinien zacząć od rozmowy z trenerem, a dopiero później mówić publicznie na ten temat. Dobrze, że chociaż obaj panowie wszystko sobie wyjaśnili. To młody chłopak, i to przede wszystkim on powinien zadbać o swoje zdrowie, bo nikt tego za niego nie zrobi. Dlaczego tak mówię? Teraz to się może zmieniło, ale kiedyś, jeżdżąc na zgrupowania reprezentacji, mogłam co najwyżej liczyć na tabletkę przeciwbólową, której zresztą przy moich dolegliwościach zażywać nie powinnam. Musiałam na własną rękę szukać lekarza, pomógł mi dopiero trener Niemczyk, który zawiózł mnie do kliniki w Białymstoku. Na sprawę Wlazłego patrzę też przez pryzmat Marcina Prusa, który grał z kontuzją i przedwcześnie skończył karierę. Teraz został sam, nikt się nim nie interesuje. Proszę spojrzeć na Agatę Wróbel. Była wspaniała, kiedy osiągała sukcesy. Teraz musi szukać pracy w Anglii. Nie dziwię się sportowcom, bo nikt straconego zdrowia nigdy nam nie odda.
- Nie wiem, czy polską siatkówkę stać na to, by rezygnować z jego doświadczenia. Wiem za to, że nie można zostawić go bez pomocy. Potrzebuje, by ktoś podał mu rękę, wyciągnął z kłopotów, nie tylko zdrowotnych. Mógłby przecież uczyć młodych polskich trenerów, bo doświadczenie ma niebagatelne, wie, co się dzieje w Europie. Niemczyk zrobił zbyt wiele dla polskiej siatkówki, by go teraz zostawić.
- Tak. Marzę też o tym, by nie zwariować. W głowie kłębi się choroba, presja wyniku w każdym meczu, jestem sama daleko od domu, trudno zachować przy tym spokój...
* - Rozmowa ukazała się w "Gazecie Wyborczej" 19 marca 2007 r.