Gollob po upadku: Wielkie nieporozumienie

- Na torze działy się cuda, zawodnicy sami wyskakiwali z siodełka, mnie też to spotkało - opowiadał po żużłowym GP w Goeteborgu Tomasz Gollob.

Tomasz Welc: Po tym turnieju najważniejsze jest chyba to, że jest Pan cały.

Tomasz Gollob: Trochę noga ucierpiała w wyniku upadku, ale jestem zadowolony, że wracam do domu w jednym kawałku. Ale to, co się dzieje na torach sztucznych to wielkie nieporozumienie. Kilku zawodników zanotowało naprawdę groźne upadki i czas się zastanowić, co to ma wspólnego ze ściganiem i żużlem.

Mimo tak fatalnego stanu toru była szansa na finał w wykonaniu Tomasza Golloba.

- Była, ale wynik i tak został wyciągnięty. Dwa punkty mi uciekły po tym upadku, ale nie można chcieć więcej, jeżeli tor jest niebezpieczny. Dzisiaj była loteria. Kto wystrzelił spod taśmy i pojechał prawidłowym torem jazdy, ten wygrywał. Holta w finale pojechał taką ścieżką, którą dzisiaj nikt inny nie próbował jeździć. Wykorzystał fakt, że tor był polany i wygrał. Poza tym na torze działy się cuda, zawodnicy sami wyskakiwali z siodełka, mnie też to spotkało. To był jakiś absurd, ale to są te nadzwyczajne, jednodniowe tory. Brak słów.

Utrzymał Pan drugą pozycję w klasyfikacji generalnej, ale prowadzący Nicki Pedersen ma już dziesięć punktów przewagi, a kolejne dwa turnieje odbędą się w Kopenhadze i Cardiff. Czyli znowu tory o sztucznej nawierzchni.

- Mogę obiecać, że zarówno w Danii, jak i w Wielkiej Brytanii będę walczył o każdy punkt. A jaki będzie rezultat? Okaże się na torze.