Ta nasza młodość... Zmarł Andrzej Warchał

Kiedyś, na pytanie jednego z uczestników festiwalu filmowego w Linzu, czy ma coś wspólnego ze słynnym Andym Warholem, odparł: ?I'm Andy Warhol?.

Był artystą wszechstronnym: literatem, aktorem, kabareciarzem, reżyserem filmowym. Jeszcze w czasie studiów na krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych - a studiował długo - trafił do Piwnicy pod Baranami . W kabarecie szybko znalazł właściwe sobie miejsce.

Piwniczny politruk - tak najlapidarniej można określić pełnioną przez niego funkcję. Na scenę wychodził z podłużną czerwoną walizeczką, która po rozłożeniu okazywała się przenośną trybunką. I z niej właśnie wygłaszał swe zabawne, bezkompromisowe monologi, pełne purnonsensu, surrealizmu i absurdu, którego jakże wiele można było znaleźć w siermiężnej socjalistycznej rzeczywistości. Mimo solidnego upływu czasu i - przede wszystkim - zmiany ustroju nadal zachowały aktualność. Jak chociażby napisany w 1968 roku "Pochód", opowiastka o królu i jego świcie, czekających na pochód, który nie nadchodzi. "- Jak chcecie, to idźcie - odezwał się król. - Ja zostaję. Opuścimy trybunę, akurat nadejdą i w przyszłym roku my będziemy maszerować".

W Piwnicy Warchał realizował swe artystyczne pasje, gdzieś jednak trzeba było zarabiać pieniądze. W 1974 roku zatrudnił się w krakowskim Studiu Filmów Animowanych. A że wcześniej pisywał scenariusze, a ponadto przyjaźnił się z animatorami i przyjaźń tę nieustannie umacniał, przesiadując godzinami w Santosie, wówczas ulubionym miejscu krakowskich filmowców, szybko zrobiono z niego kierownika literackiego Studia. Nadal więc pisywał scenariusze i biesiadował w Santosie (na przemian z Kolorową - tam wówczas spotykali się piwniczanie). Niezbyt zadowolony z realizacji swych opowiastek przez innych reżyserów, postanowił zadebiutować jako reżyser. Wszak film animowany opiera się na plastyce, a Warchał studiował przecież długie lata na ASP.

Pomysły literackie do filmów zaczął czerpać - co naturalne - z Piwnicy. Klasycznym tego przykładem jest przewrotna animacja "Rozbrojenie totalne (wskazówki i zalecenia)", którego pierwowzorem literackim było miniopowiadanie "Narada", wygłaszane następnie w formie monologu w kabarecie. Piwnica pod Baranami, jej klimat i czar, stawała się często dla Warchała twórczą inspiracją, a jej artyści solidnym wsparciem w jej ekranowym urzeczywistnieniu. Najlepszym przykładem "Ta nasza młodość", krótki film aktorski, już nie animowany, oparty na słynnym piwnicznym hymnie Tadeusza Śliwiaka i Zygmunta Koniecznego.

Ten film wydaje się być przełomowy w twórczości Warchała. Po serii satyrycznych (choć na poważne tematy) opowiastek, zaczął realizować filmy w tonacji serio, niezwykle sugestywne, o dużym ładunku emocjonalnym. Emocje te wzmaga dodatkowo muzyka Zygmunta Koniecznego, blisko z nim współpracującego nadwornego piwnicznego kompozytora. Jego filmy - m.in. "Dotańczyć mroku", "Szpital polowy", "Amfilada", "Powolny dojazd do centrum miasta" - nie zawierają w sobie akcji w tradycyjnym rozumieniu tego słowa, stają się esejami, kontemplującymi sprawy dla nas najistotniejsze. Najważniejszy - i najgroźniejszy - jest czas, który ciągle płynie, zabierając ze sobą nasze doznania, wypalając uczucia. Jedyną szansę ocalenia zdawał się widzieć w bezinteresownej miłości.

Jego kino działa przede wszystkim na sferę emocjonalną. Reżyser nie wstydził się łez. Podobnie jak ironii, także autoironii. W swym ostatnim filmie, zatytułowanym "Mój portret", Warchał znów powrócił do swego obsesyjnego tematu upływu czasu. Przedstawił swe dawne kabaretowe monologi i publiczność, która starzeje się wraz z artystą. W ostatniej sekwencji, leżący słuchacze podłączeni byli do kroplówek.

"Ta nasza młodość z kości i krwi

Ta nasza młodość co z czasu kpi

Co nie ustoi w miejscu zbyt długo

Ona co pierwszą jest potem drugą

Ta nasza młodość ten szczęsny czas

Ta para skrzydeł zwiniętych w nas"

- śpiewa Halina Wyrodek w jego najsłynniejszym filmie.

Skrzydła Andrzeja Warchała zostały zwinięte wczoraj. Na zawsze. Odszedł, przeżywszy 65 lat. Żegnaj, Andy.

Piosenkę "Ta nasza młodość" śpiewa Magda Umer: