Młodzi Żydzi i Polacy przeszli w Marszu Żywych

Około osiem tysięcy osób wzięło wczoraj udział w XVII Marszu Żywych w byłym niemieckim obozie koncentracyjnym Auschwitz-Birkenau.

Dominowały grupy żydowskie z całego świata, ale nie brakło też polskich. Ministerstwo Edukacji Narodowej zrefundowało przyjazd do Oświęcimia prawie 1700 uczniom. Wszyscy - Polacy i Żydzi - zwiedzili najpierw obozowe muzeum, głównie zaś blok 11. zwany Blokiem Śmierci, Ścianę Straceń i blok 27. - poświęcony martyrologii Żydów. Sygnał do wymarszu dał dźwięk szofaru - pasterskiego rogu używanego przed laty przez Hebrajczyków podczas uroczystości religijnych i bitew. - To nasze wołanie do Boga o miłosierdzie - mówił rabin Yochanon Fried z Izraela, którego większość rodziny zginęła w Holocauście.

Pochód szedł trzykilometrową Drogą Śmierci, którą w czasie wojny hitlerowcy pędzili więźniów do obozu Birkenau. Młodzież żydowska ubrana w biało-niebieskie kurtki niosła izraelskie flagi, Polacy dzierżyli biało-czerwone. Na miejscu, koło ruin krematorium, wspólnie modlili się za miliony pomordowanych więźniów. Torowisko, którym hitlerowcy transportowali ofiary, zdobiły setki tabliczek z żydowskimi nazwiskami. - To symboliczne nagrobki, których wtedy zabrakło ofiarom zagłady - wyjaśniał Michael Ajzental, student z Brazylii.

Podczas uroczystości przemawiał główny rabin Izraela Meir Lau i gen. Gabi Ashkenazi, szef sztabu izraelskiej armii. Gen. Ashkenazi wspominał ofiary zagłady przestrzegając przed nienawiścią rasową i antysemityzmem. Marsz zakończył kadisz - żydowska modlitwa za zmarłych, oraz "Hatikva" ("Nadzieja"), hymn Izraela.

- Półtora miesiąca temu wróciłam z Izraela. Strasznych rzeczy nasłuchałam się tam o Polsce i Polakach. Może moja obecność tutaj choć trochę przełamie stereotypy - mówiła z nadzieją 20-letnia Dorota Bugajewska z Wrocławia machając flagą z gwiazdą Dawida, którą dostała od izraelskiego żołnierza.