Gospodarka się rozwija, szara strefa nie maleje

Prawie 10 proc. Polaków ukrywa przed fiskusem część lub całość dochodów. I to niekoniecznie dlatego, że zmuszają ich do tego pracodawcy

W nierejestrowanej części gospodarki wytwarzana jest jedna piąta PKB - wynika z gruntownej analizy szarej strefy, którą przeprowadziły Instytut Pracy i Spraw Socjalnych wraz z Centrum Analiz Społeczno-Ekonomicznych, CBOS i Milward Brown SMG/KRC. - To jedyne tak kompleksowe badanie tego zjawiska - zaznacza Krzysztof Pater z IPiSS.

Ekonomiści od dawna zmagają się z szacunkami, jaka część aktywności gospodarczej umyka rejestrom. Trudno to mierzyć, gdyż ani pracownicy, ani firmy nie chcą się przyznawać (nawet w anonimowych ankietach) do niezgodnych z prawem praktyk. Oficjalne dane GUS (ostatnie za 2004 rok) mówią, że szara strefa wynosi około 14 proc. PKB. GUS szacuje ją na podstawie danych o obrocie towarowym.

Autorzy raportu zastosowali kilka metod. - Po pierwsze, przyjmujemy, że firmy działające w szarej strefie unikają korzystania z systemu bankowego, by nie pozostawić śladów transakcji. A zatem trudny do wyjaśnienia wzrost popytu na gotówkę interpretuje się jako wzrost szarej strefy - tłumaczy Anna Myślińska z Instytutu Pracy, która prowadziła wyliczenia. Druga metoda wykorzystuje analizę zużycia energii elektrycznej. Wyniki analizuje się łącznie, bo metoda "gotówkowa" lepiej pokazuje, co dzieje się w usługach, a "energetyczna" - w produkcji.

Oprócz tego wzięto pod lupę różnice między wielkością bezrobocia rejestrowanego, a tego wyliczanego na podstawie analizy aktywności ekonomicznej ludności (osoba pracująca na czarno nie jest uznawana za bezrobotną, choć może figurować w rejestrach pośredniaków).

Niepewność pomiarów szarej strefy sprawia, że ekonomiści nie polemizują z wyliczeniami austriackiego profesora Fridricha Schneidera, według którego w 2003 roku w szarej strefie powstawało niemal 30 proc. polskiego PKB.

Oprócz wyliczeń makroekonomicznych autorzy badań przeprowadzili tysiące ankiet wśród pracujących na czarno, a nawet wykonali swego rodzaju pracę detektywistyczną, odpowiadając na niemal 2,5 tys. ogłoszeń prasowych o pracę. Okazało się, że 8 proc. z nich było ofertami pracy nierejestrowanej, w większości całkowicie bez umowy.

Co ciekawe, powszechne przekonanie, że to przedsiębiorcy wymuszają pracę bez umowy (bądź za minimalną stawkę na papierze, z płaconą pod stołem resztą) jest błędne. Spośród przepytanych aż 70 proc. przyznało, że uzgodniło ukrycie dochodów z szefostwem i to zaakceptowało.

- Branża budowlana przoduje, jeśli chodzi o satysfakcję z pracy na czarno. Pracownicy otwarcie mówią, że u nich jest zasada umów ustnych. Klienci nie są zainteresowani podpisywaniem umów czy kontraktów, wolą po prostu zatrudnić poleconą ekipę pana Franka. Z drugiej strony murarz czy kafelkarz nie chce się wiązać umową, bo jak mu się trafi dobra robota, to bez problemu wyjedzie na Zachód - tłumaczy Anna Giza-Poleszczuk z CASE.

Podobnie jest w branży hotelarsko-gastronomicznej, gdzie napiwki traktuje się jak kolejną pensję, a 20 proc. pytanych nawet przyznało, że miało ofertę z oficjalnego sektora, ale jej nie przyjęło.

Zdaniem Michała Boniego, szefa doradców premiera, nie chodzi o to, by ludzi zmuszać czy karać za pracę w szarej strefie. - Podstawowe pytanie brzmi: jak sprawić, by osobiste strategie pracowników realizowane były w oficjalnej gospodarce - powiedział na konferencji.