Ludzie mijają je codziennie, skracając sobie drogę z zakupów, parkując samochody, wysypując śmieci. Koczują tu bezdomni, znudzona młodzież dewastuje. Jeszcze do poniedziałku można było zajrzeć przez okno i zobaczyć zwłoki.
Piotr B. przyszedł pod prosektorium rano, w pierwszą niedzielę kwietnia. Już wcześniej upatrzył sobie tę starszą kobietę, która leżała na katafalku. Tłumaczył potem policji, że był ciekawy. Ma 11 lat i jeszcze nigdy nie widział trupa. Wybił szybę w oknie.
Policja szybko ustaliła sprawcę, w poniedziałek umieściła go w specjalnym ośrodku szkolno-wychowawczym w Brzegu Dolnym i podała informację do mediów. Brukowce zrobiły z Piotrka potwora. "Horror, makabryczna zabawa, pastwił się nad zwłokami, zwyrodnialec, sadysta".
Policja potwierdza, że kobieta w prosektorium była naga. Piotrek odwinął ją z folii i uderzał konarem drzewa. Matce powiedział, że nie wszedł do środka. Nie musiał, bo katafalk stał pod oknem. Policji powiedział, że wszedł. Ile prawdy jest w jego opowieściach? Gdyby nie chwalił się przed rówieśnikami swoim wyczynem, sprawa być może nigdy nie wyszłaby na jaw. Zwłoki obrzucone były patykami z podwórka. Brukowce podały, że śmieciami, a patyki powkładane były w różne części ciała trupa. I że wcześniej chłopiec znęcał się nad zwierzętami i załatwił się w kościele przed ołtarzem.
Żory podchwyciły sensację. - Nie tylko nasikał, ale zrobił kupę - powtarzają ludzie.
Kto pierwszy raz widzi Piotrka, myśli: aniołek. Kręcone blond włoski, niebieskie oczy, drobniutki. Płacze, gdy zatrzymuje go policja. Notowany był nie raz. Znany jest na żorskiej starówce. Boją się go dzieci i dorośli. Jest natrętny i zaczepny, pali i pije, pluje i wyzywa wulgarnie, kradnie i bije.
Dzieci: - To przez ojczyma. Piotrek opowiadał, że leje go kablem, przywiązuje do kaloryfera. Widzieliśmy, jak uciekał z domu przez okno. Zimą, boso. Miał posiniaczone nogi, pokazywał nam pręgi na plecach.
Dorośli: - Ojczym i matka pili, ale starali się chłopaka wychować. Takie dziecko.
Matka: - Lekarz zdiagnozował u Piotrka ADHD. Chodził własnymi drogami.
We wrześniu zeszłego roku sąd umieścił Piotrka i jego dwie młodsze, przyszywane siostry w rodzinie zastępczej. Opiekunowie podobno niewiele wiedzieli o chłopcu i już po trzech miesiącach chcieli go oddać. - Nie znał, co to śniadanie, obiad, kolacja, kąpiel. Nie chodził do szkoły. Uciekał notorycznie w nowej kurtce i butach. Wracał bez ubrania. Czy do matki? Ona próbuje odzyskać córki. Piotrek wie, że jego nie chce. Ojczym go nie toleruje - opowiada Kamila Siedlarz, rzeczniczka żorskiej policji.
Chłopiec spał na strychach, w piwnicach, klatkach schodowych i robił się coraz sprytniejszy. Urządził sobie lokum pod schodami kafejki internetowej. Siedlarz: - Ukrywał się przed nami. Siedział w kartonie, cichutko, bez oddechu.
Sąsiedzi kafejki twierdzą, że Piotrka przechowywały dwie rodziny z kamienicy przy ul. Biskupa. Mają dzieci w tym samym wieku, pięcioro i sześcioro. Mówią o Piotrku: grzeczny chłopiec. W prosektorium był z ich dziećmi, rodzeństwem Anią i Krzysiem.
Sąsiedzi: - Takie same, jak ten Piotrek. Gdy są na ulicy, swoich nie puszczamy z domu.
- Zrobiliśmy dla Piotrusia wszystko, osobiście zaprowadziłam go do świetlicy. Podobało mu się, ale już nie przyszedł. Może ośrodek wychowawczy go zresocjalizuje? - mówi Katarzyna Kosztyła z Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Żorach.
- Piotruś to porażka dorosłych - żałuje chłopca Siedlarz.
Okno prosektorium tymczasem zostało zabite, a z drzwi znikła tabliczka. Katarzyna Siemieniec, prezes Miejskich Zakładów Opieki Zdrowotnej w Żorach, zapewnia, że w ciągu dwóch tygodni zostanie przeniesione do szpitala przy ul. Dąbrowskiego. A miasto szuka inwestora do budynków byłego szpitala. Już od czterech lat, bo na razie wpływają tylko oferty budowy hipermarketu.