Zaczęło się od banalnej sytuacji. W sobotę o godz. 21.50. z przystanku w miejscowości Turze miał ruszyć bus do Tczewa. To spory samochód, na kilkunastu pasażerów. Tuż przed odjazdem pojawił się chłopak. Kierująca busem pani Justyna przypomniała mu, że powinien kupić bilet, a jeśli nie - to wysiadka. Chłopak wściekł się. Nie tylko nie zamierzał wysiąść, ale rzucił się na kobietę, uderzył w twarz i wypchnął z pojazdu.
Chwilę później bus ruszył, z nastolatkiem w roli kierowcy. Po drodze chłopak zorientował się, że w środku jest pasażerka. Kobieta jechała do pracy na nocną zmianę i prosiła, żeby ją wypuścić. Młody przestępca zrobił jak chciała, wysadził ją w Stanisławiu, w pobliżu miejsca pracy.
W tym czasie rozpoczynał się pościg. Policję zaalarmowała pracownica firmy przewozowej, którą nastolatek wyrzucił zza kierownicy busa. Nie trzeba było długo szukać. Przestępca umiał jako tako kierować, ale nie potrafił włączyć świateł pojazdu. Zwrócił w ten sposób uwagę policyjnego patrolu. Była próba zatrzymania i w końcu pościg. Bus próbował uciekać polną drogą. Pod lasem nastolatek stracił panowanie nad kierownicą i autem zarzuciło w poprzek drogi. Chwilę później byli przy nim policjanci.
- Chłopak był pod wpływem alkoholu, miał blisko półtora promila w wydychanym powietrzu - mówi starszy aspirant Dariusz Górski, rzecznik prasowy Komendy Powiatowej Policji w Tczewie. - Po północy zamknęliśmy go w izbie zatrzymań naszej komendy do czasu wytrzeźwienia.
Okazało się, że akurat w niedzielę 20 kwietnia młody przestępca kończy 17. rok życia. Gdyby porwał autobus po północy, odpowiadałby już jako dorosły i czekałby go wyrok z odsiadką w normalnym zakładzie karnym. Stanie jednak przed sądem rodzinnym, grozi mu pobyt w poprawczaku. Chłopak systematycznie stacza się - wcześniej miał już na swoim koncie pobicia i kradzieże. Fatalny wpływ na jego zachowanie ma patologiczna rodzina: alkohol jest tam na porządku dziennym, ojciec przebywa w więzieniu, kryminalną przeszłość mają też dwaj starsi bracia. Sprawcę porwania busa w niedzielę rano z komendy policji odebrała mama.
- Dla nas najważniejsze, że nikomu się nic poważnego nie stało - mówi właściciel firmy przewozowej. - Być może bus jest trochę uszkodzony, ale nie mamy pewności, bo policja wzięła go do oględzin. Pani Justyna, nasz kierowca, nie wzięła nawet chorobowego. Pasażerka busa też czuła się na tyle dobrze, że po przesłuchaniu przez policję wróciła do pracy. Chcę jej wynagrodzić ten strach, odwiedzę ją z kwiatami i podaruję darmowy karnet na trasę, którą dojeżdża do pracy. Niech tak jeździ do końca roku.