Na tak grających mistrzów Polski nie ma w polskiej lidze nie ma mocnych. W pierwszym spotkaniu szalał Mariusz Wlazły, który zdobył aż 21 punktów. Wczoraj nie było potrzeby, żeby atakował aż tak często, bo wyręczali go koledzy. Tym razem na najlepszego siatkarza wybrano Daniela Plińskiego, co powinno cieszyć oglądającego spotkanie Raula Lozano. Także pozostali kadrowicze z Bełchatowa spisywali się świetnie.
Trzeba postawić pytanie, czy to Wkręt-met AZS gra tak słabo, czy ich postawa i błędy jest efektem świetnej postawy przeciwnika? Chyba jedno i drugie, bo naciskani bardzo agresywną zagrywką częstochowianie popełniali mnóstwo błędów. Najlepiej było to widać w pierwszym secie, gdy mozolnie odrobili stratę, by później oddać cztery punkty po własnych błędach. - To nerwy - tłumaczyli zawodnicy. W tym tkwi właśnie przewaga trzykrotnych mistrzów Polski nad pozostałymi rywalami, że oni w decydujących momentach nie mylą się. A rozgrywający Maciej Dobrowolski ma komfort, że może wykorzystywać w ataku wszystkich kolegów, oczywiście poza libero.
Co dziwne, w najgorszej dyspozycji w bełchatowskim zespole jest Stephane Antiga, do niedawna lider zespołu. Ale Francuz nawet w nieco słabszej dyspozycji i tak był lepszy od najlepszego zawodnika z Częstochowy. Marcin Wika, który tak dobrze spisywał się w finale Pucharu Polski i półfinałach, tym razem został wręcz rozbity zagrywką przez bełchatowian. Odbiło się to na jego postawie w ataku.
O ile w czwartek im dłużej trwała gra, tym AZS był lepszy, to dzień później było odwrotnie., Trzeci set to były - jak mawiają siatkarze - "dorzynki" (od dorzynania przeciwnika). Kolegów próbował poderwać młody Bartosz Janeczek, ale po dwóch blokach Wlazłego i on spasował.
Drużyny grają do trzech zwycięstw, a trzeci i ewentualny czwarty mecz rozegrane zostaną w środę i czwartek w Częstochowie.