W sklepach zabrakło chleba i wody

Duże sklepy w centrum miasta były zamknięte. Te mniejsze przeżywały prawdziwy szturm klientów. Ok. południa nie można już było kupić chleba, zaczynało brakować wody.

Zobacz, gdzie w Szczecinie nie ma prądu

Przeczytaj specjalne wydanie Metra dla zasypanego śniegiem Szczecina.

Od samego rana szczecinianie ruszyli do sklepów. Duże sklepy i centra handlowe w centrum były zamknięte, a w małych ustawiały się wielometrowe kolejki.

- Ludzie najczęściej kupują chleb, mleko i wodę. Załatwiłam dodatkową dostawę chleba. Niestety wodę dostarczyć mogą dopiero jutro - mówi Joanna Pałyga, kierowniczka sklepu PSS "Społem" w centrum. - Woda już się kończy, ale innych napojów na pewno wystarczy.

Ok. 20 metrowa kolejka ustawiła się nawet przy ruchomym punkcie sprzedaży hot-dogów przy pl. Rodła.

- Obrót mam taki, że nie jestem w stanie nadążyć i przerobić wszystkich ludzi - przyznaje sprzedawca hot-dogów Tomasz Rogulski.

- Nie zjadłam śniadania, bo w domu nie miałam chleba. Stoję po hot-doga, bo to może być jedyny ciepły posiłek jaki dziś zjem - wyjaśnia Katarzyna Piórkowska. - Zaraz potem idę szukać gdzieś chleba i wody, bo w domu niczego nie mam. Rano nie było nawet wody. Myłam się dosłownie w szklance wody z czajnika.

Zgodnie z prawem sprzedaż bez kasy fiskalnej jest zabroniona. Jednak dyrektor Izby Skarbowej na zebraniu sztabu kryzysowego zdecydował o liberalnym podejściu.

- Z uwagi na wyjątkową sytuację towary pierwszej potrzeby takie jak żywność, woda i napoje można sprzedawać bez kas fiskalnych - zapewnia Małgorzata Brzoza, rzecznik Izby Skarbowej w Szczecinie. - Jednak trzeba w jakiś inny sposób ująć tą sprzedaż w ewidencji. Jeżeli w dokumentach nie będzie niespójności, to handlowcy nie poniosą żadnych konsekwencji.

Co w przypadku sprzedaży bez kas fiskalnych towarów innych niż pierwszej potrzeby np. telewizorów?

- W takim wypadku, w zależności o kwoty obrotu, mamy do czynienia z wykroczeniem bądź przestępstwem karno-skarbowym - wyjaśnia Małgorzata Brzoza. - Wykrocznie może być ukarane grzywną od 112 zł do ponad 22 tys. zł. Przestępstwo zaś od 370 zł do prawie 3 mln zł. Zależy to oczywiście od skali sprzedaży.

Ok. południa w piekarniach i sklepach w centrum nie było już pieczywa.

- Do godz. 12 sprzedałam wszystko co miałam, a nawet szef dowiózł pieczywo z nieczynnej dziś piekarni i wszystko poszło. Od rana sprzedałam więcej niż normalnie przez 12 godzin - przyznaje sprzedawczyni z jednej z piekarni w centrum.

- U nas była panika. Ludzie brali po pięć bochenków. Miałam dodatkowe dostawy, ale wszystko od razu znikało - mówi pani Krystyna z piekarni.

Problemem są towary, które muszą być przechowywane w niskich temperaturach.

- Teraz nie myślimy o tym, bo ludzie szturmują sklep. O tym co stanie się z tymi towarami zdecyduje kierownictwo - mówi sprzedawczyni jednego ze sklepów.

Zamknięte były też puby, restauracje, poczty (tylko rano listonosze roznieśli listy) i banki - z bankomatów nie można było wybrać pieniędzy. Na większości lokali usługowych zawisły karteczki "nieczynne z powodu braku prądu". Z dużych sklepów czynne było tylko Tesco przy ul. Milczańskiej.

- Mamy agregat, którym zasilamy chłodnie. W mniejszych sklepach towary szybko psujące się przenieśliśmy do samochodów chłodni - zapewnia Przemysław Skory, rzecznik sieci Tesco.