O tym, że na cmentarzu są tony śmieci: sztucznych kwiatów, plastiku, szklanych zniczy, zaalarmowali straż miejską mieszkańcy ulicy Dębickiej. Strażnicy i inspektorzy z wydziału ochrony środowiska urzędu miejskiego pojawili się na terenie parafii. Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że ksiądz proboszcz w niewybredny sposób "pogonił" strażników i inspektorów. - Aż tak źle nie było - łagodzi Józef Wisz, komendant rzeszowskiej straży, która nakazała proboszczowi, by podpisał umowę na wywózkę śmieci. Każdy administrator posesji ma taki obowiązek.
Ksiądz proboszcz ma jednak swoje zdanie: - Nie będę podpisywał żadnej umowy. Śmieci na cmentarzu zawsze były, są i będą.
Nie przekonują go argumenty, że śmieci powinny trafiać na wysypisko. - Tam nie będą zakopywane. Co to za różnica, czy są tam czy tu - mówi. Bo dotychczas resztki trafiały do dołów wykopywanych na terenie parafii. - Na własnym terenie mogę zakopywać, co chcę - uważa proboszcz. Nie przekonuje go argument, że nieorganiczne odpadki zanieczyszczą ziemię na wiele lat. Obiecuje jednak, że gdy tylko zrobi się ciepło, śmieci z cmentarza znikną. Jest rozgoryczony. - W naszym domu rekolekcyjnym spotykaliśmy się z prezydentem Ferencem. Namawiałem parafian z Przybyszówki, by głosowali za przyłączeniem do Rzeszowa. Teraz tego żałuję - mówi.
Dlaczego? - pytamy.
- Właśnie dlatego, że np. z powodu śmieci wy tu jesteście i chcecie mnie opisywać - mówi proboszcz.
Dyrektor Wydziału Ochrony Środowiska UM Rzeszowa Stanisław Homa nie kryje, że problem z parafią św. Mikołaja spędza urzędnikom sen z powiek. - Sprawa jest poważna, bo wszystkie nieorganiczne śmieci od lat są zakopywane na terenie parafii, a przecież nie byłoby problemu, gdyby oddzielać naturalne kwiaty czy inne rośliny, przygotować kompostownik i tam je wyrzucać, a wszystkie odpadki szklane czy plastikowe wrzucać do specjalnego pojemnika. Administrator posesji ma taki obowiązek. Proboszcz jest jednak nieugięty - mówi.
Proboszcz nie myśli o segregacji śmieci i narzeka, że MPGK żąda od niego potężnych pieniędzy za wywóz śmieci. - Chcieli 30 tys. zł rocznie. To za dużo. Nie stać mnie na to - tłumaczy.
Prezes Miejskiego Przedsiębiorstwa Gospodarki Komunalnej Juliusz Sieczkowski nie jest w stanie potwierdzić, czy kwota wymieniona przez proboszcza jest realna. - Wywózka metra sześciennego śmieci kosztuje obecnie 47 zł. W przypadku gdy trzeba je zbierać łopatami z ziemi, cena rośnie do 53 zł. Nie wiem, skąd ksiądz wziął kwotę 30 tys., bo my nie liczyliśmy, ile metrów sześciennych śmieci leży na cmentarzu - mówi i dodaje, że ceny zostały proboszczowi przedstawione około dwóch lat temu. Do tej pory parafia nie ma umowy na wywóz śmieci.
- Gdyby była umowa i odpady odbierane systematycznie, nie byłoby takiego problemu. Zresztą parafia nie musi korzystać z naszych usług, bo nie tylko MPGK zbiera odpady. W tamtym rejonie jest konkurencja. Można negocjować warunki umowy. Jestem parafianinem św. Mikołaja, mieszkam nieopodal i jestem w dość niezręcznej sytuacji. Ale przecież prawo obowiązuje wszystkich, nie możemy dla parafii robić wyjątków. Z całym szacunkiem dla księdza proboszcza, ale musimy wszystkich traktować jednakowo - mówi Sieczkowski.
Problem ze śmieciami na cmentarzu przy Dębickiej istnieje już od lat, ale dotąd mieszkańcy przymykali na to oko. Teraz poinformowali straż miejską. - Sprawa nabrzmiała tak bardzo, że nie możemy dłużej przymykać oka. Proboszcz na razie nie został ukarany. Dostał polecenie, by podpisać umowę na wywóz śmieci. Jeżeli tego nie zrobi, skierujemy wniosek do sądu grodzkiego - zapowiada Józef Wisz, komendant straży.
- Umowy nie podpiszę, bo śmieci zawsze tu były i będą. Spróbuję namówić parafian, by zabierali je do domów - kończy proboszcz parafii św. Mikołaja.
Gdy wychodzę z plebanii, ksiądz mówi: - Niech pan o tym nie pisze.
- Dlaczego? - pytam.
- Bo może pan na tym stracić.