Winiarski: Wciąż dokuczają mi bóle pleców

- Niestety, czasem nadal dokuczają mi bóle pleców, co oznacza, że nie jestem jeszcze w stu procentach wyleczony. Na szczęście ból nie jest już tak dokuczliwy jak wcześniej i dzięki temu mogłem wrócić do gry oraz treningów - komentuje swoją obecną formę dla portalu Reprezentacja.net przyjmujący polskiej reprezentacji, Michał Winiarski.

Reprezentacja.net: Twoja drużyna Itas Diatec Trentino prowadzi w tabeli Serie A. Rywale zapewne nie zrezygnują z walki o fotel lidera. Macie jakiś sposób na to, żeby utrzymać to prowadzenie?

Michał Winiarski: - Jedyny pomysł, jaki możemy mieć to dobra gra, która zaowocuje kolejnymi zwycięstwami. Ostatnio prezentujemy się nieźle i od dłuższego czasu nie przegraliśmy żadnego meczu ligowego. Mam nadzieję, że uda się nam utrzymać tę dobrą passę jak najdłużej. Dziś gramy ważny mecz z Rzymem. Jeśli uda nam się z nimi wygrać na własnym terenie utrzymanie pierwszego miejsca stanie się całkiem realne. Po niedzielnej porażce Romy mamy już nad nimi siedem punktów przewagi, co jest poważnym zadatkiem na przyszłość. Jeżeli utrzymamy obecną dyspozycję i będziemy wygrywać do końca fazy zasadniczej, możemy czuć się bezpieczni. Jeśli jednak zdarzy nam się jakiś przestój, wszystko będzie zależało od wyników spotkań naszych rywali. Na razie wiele wskazuje jednak na to, że uda nam się utrzymać pierwsze miejsce.

Kto Twoim zdaniem może być najgroźniejszym przeciwnikiem Itasu w dalszych rozgrywkach?

- Na pewno niełatwy będzie dzisiejszy mecz z Rzymem. Później czeka nas wyjazdowe spotkanie w Piacenzie, które również do łatwych nie będzie należało, ponieważ to właśnie zawodnicy tej drużyny wygrali 3:0 z naszym dzisiejszym przeciwnikiem. Na koniec czeka nas jeszcze ciężkie spotkanie na własnym boisku z Treviso. To będą trzy bardzo trudne spotkania, jednak zwycięstwa w przynajmniej dwóch z nich zagwarantują nam pierwsze miejsce w tabeli.

Wracasz do gry po przerwie spowodowanej kontuzją. Czy odczuwasz jeszcze skutki niedawnych problemów zdrowotnych?

- Niestety, czasem nadal dokuczają mi bóle pleców, co oznacza, że nie jestem jeszcze w stu procentach wyleczony. Na szczęście ból nie jest już tak dokuczliwy jak wcześniej i dzięki temu mogłem wrócić do gry oraz treningów. Trzeba jednak pamiętać, że miałem dwa miesiące przerwy w grze, co znalazło odbicie w mojej słabszej formie. W tej chwili na moją korzyść działa to, że gram, ponieważ pomaga mi to odzyskać pewność na boisku. W tej chwili zarówno dla mnie jak i dla trenera najważniejsze jest, abym był w optymalnej formie na play-offy.

Wydaje się, że w klubie wykorzystywane są głównie twoje umiejętności w przyjęciu, podczas gdy w ataku prym wiedzie duet bułgarski Kazijski - Nikolow. Czy nie czujesz się trochę pominięty?

- Trzeba pamiętać, że każdy ma swoją rolę w zespole. Moja mniejsza aktywność w ataku bez wątpienia miała związek z moimi problemami zdrowotnymi. Na pewno w zeszłym sezonie więcej atakowałem, ale trudno nie wykorzystywać takich zawodników jak Kazijski czy Nikołow, grających dodatkowo na bardzo wysokim procencie skuteczności. Poza tym taka gra, jaką teraz prezentujemy, przynosi efekty, więc nie ma sensu zgłaszać jakichś pretensji. Siatkówka to sport zespołowy i ostatecznie liczy się wynik drużyny, a nie pojedynczego zawodnika.

Spróbujmy jednak spojrzeć na całą sytuację przez pryzmat polskiej reprezentacji, gdzie twój atak odgrywa kluczową rolę

- W reprezentacji mam wyznaczone inne zadania niż w klubie. Jestem też o wiele lepiej zgrany z Pawłem Zagumnym, przy którym mogę "chodzić w ciemno", bo wiem jak i gdzie otrzymam piłkę. W Trento gramy ze sobą pierwszy rok, więc poziom zgrania na pewno jest niższy. Zresztą miała też na to wpływ moja dwumiesięczna absencja spowodowana kontuzją. Poza tym wszystko zależy od meczu - bywają takie, w których zdobywam mniej punktów w ataku, a bywają takie, w których jestem najlepiej punktującym zawodnikiem w zespole. Wszystko zależy przede wszystkim od tego, jak ja się czuję. W tym roku miałem naprawdę spore problemy zdrowotne, co nie mogło pozostać bez wpływu na moją grę.

Jak odnajdujesz się w bułgarskiej ekipie, jaka zebrała się w Trento? Jak współpracuje Ci się z trenerem Stojczewem?

- Bułgarzy są dość specyficzną nacją. Trener jest zwolennikiem intensywnych treningów i ciężkiej pracy. Mimo że czasem nie jestem tym zachwycony, uznaję zasadność jego metod, które sprawiły, że jesteśmy na pierwszym miejscu. Czasem ta grupa Bułgarów porozumiewa się w swoim ojczystym języku, ale jest to raczej normalne, bo ja też rozmawiam z Kubą Bednarukiem po polsku. Ciężko tak naprawdę coś więcej o nich powiedzieć, bo poza boiskiem każdy z nas spędza czas z tym, z kim chce.W moim przypadku jest to najczęściej rodzina. Na pewno nie prowadzimy takiego zespołowego życia, jak miało to miejsce kilka lat temu w Polsce, kiedy większość czasu spędzało się w towarzystwie kolegów z drużyny. Tutaj każdy prowadzi własne życie rodzinne, a siatkówka jest traktowana z pełnym profesjonalizmem jako praca.

Niedawno zostałeś laureatem nagrody Siatkarskiego Plusa dla najlepszego zawodnika ubiegłego roku. Co znaczą dla Ciebie takie nagrody? Przywiązujesz do nich dużą wagę?

- Nagrody indywidualne bez wątpienia dają zawodnikowi prestiż i sprawiają ogromną przyjemność. Jednak, jak już wcześniej wspomniałem, w tym sporcie na wszystko pracuje cały zespół, a najlepszą nagrodą dla całego naszego zespołu byłoby zdobycie olimpijskiego medalu. Na pewno takie indywidualne wyróżnienie, które jest wyrazem uznania kibiców, dodaje chęci i motywacji do dalszej ciężkiej pracy szczególnie w momentach załamania.

Wiadomo już, że w maju zagramy w turnieju kwalifikacyjnym do IO w Esphino. Czy sądzisz, że jest to dla nas korzystny wynik losowania?

- Prawda jest taka, że jeżeli myślimy o grze na olimpiadzie musimy pokonać wszystkich rywali. Na pewno łatwo nie będzie, bo będą nam towarzyszyły ogromne emocje i nerwy i to one mogą zadecydować o tym, kto pojedzie do Pekinu. Ta drużyna, która zagra z największym spokojem, która będzie najbardziej ograna i pewna, wywalczy olimpijski awans. Mam nadzieję, że będziemy to my.

Majowe kwalifikacje są dla was turniejem ostatniej szansy. Będzie to was dodatkowo motywowało, czy raczej obciążało psychicznie?

- Niewątpliwie będą nam towarzyszyły ogromne nerwy, ale takie nerwy będą czuły również inne zespoły. Mam nadzieję, że to my, dzięki naszemu doświadczeniu, poradzimy sobie z tą presją najlepiej. Z drugiej strony będziemy sobie zdawać sprawę z tego, o jaką stawkę toczy się walka i na pewno damy z siebie wszystko. A świadomość, że kolejnej szansy nie będzie na pewno dodatkowo nas zmobilizuje.

Czy dużym utrudnieniem będzie fakt, że turniej będzie rozgrywany tuż po zakończeniu sezonu ligowego i będziecie zmęczeni? A może to właśnie dobrze, że wejdziecie "z marszu" do gry?

- Trudno mi to w tej chwili ocenić. Ja na przykład czuję się obecnie średnio. Mam za sobą jeden ciężki mecz, przed sobą kolejny i brakuje mi trochę świeżości w grze. W moim przypadku wiele zależy od tego czy mój zespół awansuje do finału. Jeśli tak się stanie, będzie to dla mnie bardzo długi i ciężki sezon. Sądzę, że mimo wszystko będziemy odczuwać, iż gramy na dużym zmęczeniu po najważniejszych i najtrudniejszych meczach ligowych. Wiele będzie zależało od tego, co zrobi trener Lozano i jak postara się utrzymać tę formę wypracowaną w klubach na koniec sezonu.

W maju czeka nas więcej turniejów kwalifikacyjnych, również do mistrzostw Europy. Czy podołacie temu kondycyjnie, czy też niezbędne będą rotacje w składzie?

- Tak naprawdę jest to pytanie do trenera Lozano. Moim zdaniem najważniejszym celem w tym sezonie jest awans do Igrzysk Olimpijskich, dlatego to turniej w Esphino będzie zapewne docelową imprezą. Mamy bogatą ławkę rezerwowych w reprezentacji i to daje nam spore pole manewru. Sądzę, że optymalny skład pojedzie na kwalifikacje olimpijskie, bo one są najważniejsze.

Wielu zawodników swoją dobrą grą w PLS zgłasza akces do reprezentacji. Sądzisz, że szykują się zmiany kadrowe w ekipie narodowej? Czy trener Lozano może odejść od sprawdzonego składu wicemistrzów świata i postawić na najlepszych graczy ligowych?

- To również jest pytanie do trenera. Nie wiem, jaką podejmie decyzję, ale mam nadzieję, ze będzie to najlepsza decyzja dla polskiej siatkówki. Wierzę, że postawi na najsilniejszą dwunastkę, którą stać będzie na wywalczenie awansu do Pekinu.

Czy Ty, dotąd podstawowy zawodnik kadry, nie "czujesz na plecach" oddechu dobrze dysponowanych kolegów? Nie obawiasz się o swoje miejsce w kadrze narodowej?

- Myślę, że to jest naturalna kolej rzeczy. Żaden zawodnik nawet najlepszy nie może stać w tym samym miejscu. Zarówno on jak i sytuacja wokół zmienia się i rozwija. W tej chwili najważniejszą dla mnie rzeczą jest dojście do pełni zdrowia i formy, a o inne rzeczy nie będę się martwił. Zawsze wykonuję powierzone mi zadania na sto procent, jestem pewny swoich umiejętności, ale decyzja o powołaniu należy do trenera. Jeśli ktoś będzie w lepszej dyspozycji i trafi do kadry, to tym lepiej dla zespołu, a ja będę musiał się z tym pogodzić.

Więcej w portalu Reprezentacja.net