Wczoraj podaliśmy trzy prognozy ZUS-u dotyczące wypływów i wydatków Funduszu Ubezpieczeń Społecznych, z którego wypłacane są świadczenia dla ponad 7 mln osób. W najbardziej optymistycznych na wypłaty w latach 2009-13 zabraknie ok. 217 mld zł, w drugim wariancie - 256 mld zł, zaś w najczarniejszej prognozie zabraknie aż 333 mld zł.
Wszystko dlatego, że wpłacane przez Polaków składki nie pokryją wydatków na emerytury i renty. Aby emeryci dostawali pieniądze, konieczne będą dotacje do FUS z budżetu państwa. Skąd państwo weźmie pieniądze?
Rozwiązaniem miał być Fundusz Rezerwy Demograficznej. Dziewięć lat temu powołali go pod parasolem ZUS twórcy reformy emerytalnej To właśnie na barki Funduszu miał spaść ciężar finansowania niedoborów emerytalnych wynikających m.in. z przyczyn demograficznych.
Do funduszu trafiają składki płacone przez Polaków na ubezpieczenia społeczne. Początkowo było to 0,1 proc. podstawy wymiaru składki emerytalnej, potem miało być coraz więcej - docelowo 1 proc. Wobec problemów budżetowych żaden rząd nie zrealizował jednak tych założeń. Dziś do FRD trafia zaledwie 0,35 proc. składki (plany z tego roku). Fundusz miał też otrzymywać część pieniędzy z prywatyzacji. Do tej pory z tego tytułu nie wpłynęła jednak do niego ani złotówka.
W rezultacie fundusz ma na koncie zamiast planowanych blisko 20 mld zł zaledwie 3,5 mld zł.
Ministerstwo Skarbu chce to zmienić. - Chcielibyśmy, aby do funduszu rezerwy demograficznej wpływało co roku w granicach połowy wpływów z prywatyzacji - mówi "Gazecie" minister skarbu Aleksander Grad. Zastrzega jednak, że to minister finansów, który odpowiada za budżet, zdecyduje, jaka ostatecznie część wpływów zasili fundusz.
Resort skarbu przekazał już do Ministerstwa Finansów propozycje odpowiednich zmian w przepisach. Zdaniem ministra Grada nowelizacja mogłaby wejść w życie na początku przyszłego roku. Jeśli zgodnie z jego zapowiedziami wpływy z prywatyzacji wyniosą w ciągu najbliższych czterech lat 27-28 miliardów złotych, do funduszu mogłoby trafić nawet ok. 14 miliardów złotych.
Zdaniem ekonomistów to nie wystarczy.
- Konieczne jest jak najszybsze likwidowanie wcześniejszych emerytur, tylko dłuższa praca wszystkich Polaków pozwoli przynajmniej w części załatać "dziurę" ZUS-u - zapewniają eksperci Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych "Lewiatan".