Czarna, jędrna i cierpka. Jej ojczyzną są podnóża Appalachów, ale poradziła sobie na Syberii i w gęsto zaludnionych miastach Europy. Jej zdolności zainteresowały nawet wojskowych. Teraz ma szansę zostać naszym nowym hitem eksportowym.
Marek Serafiński, wiceprezes Agropharmu, spotkał się z Koreańczykami trzy lata temu na targach Vitafoods International w Genewie. Przyjechał na nie z Aronoksem. To preparat zawierający antocyjany - występujące m.in. w porzeczkach i aronii substancje oczyszczające organizm z wolnych rodników, które mogą powodować takie choroby jak miażdżyca czy rak.
Zainteresowało to grupę Koreańczyków z firmy Microherb. - Niełatwo było wytłumaczyć im, z czego produkujemy Aronox, bo aronia w Korei w ogóle nie jest znana. Przez prawie dwie godziny słuchali nas, próbowali owoców i soku - wspomina Serafiński.
Koreańczycy postanowili produkować Aronox u siebie. Po testach i rocznej korespondencji z Agropharmem preparat na polskiej licencji trafił na półki koreańskich sklepów, ale sukcesu nie odniósł.
Kolejnym pomysłem Microherbu był sok aroniowy. Tym razem spółka porozumiała się z KT&G - największym dystrybutorem zdrowej żywności w Korei - i zamówiła badania rynkowe. Tak powstała linia produktów z aronii, której twarzą został... wiceprezes Agropharmu.
Na pierwszy rzut oka czerwony karton ze złotym paskiem do złudzenia przypomina droższe wino albo likier. Jedyny zrozumiały dla Europejczyka napis na nim brzmi: "Black Chokeberry". U góry w brązowym kółku widać twarz starszego mężczyzny i drobny podpis: "Marek's Aronia Chokeberry".
- To był pomysł naszego prezesa, który przyjaźni się z panem Serafińskim. Są wręcz jak bracia. Dlatego prezes chciał, żeby na opakowaniu znalazła się twarz pana Marka - tłumaczy Jerry Choi z Microherb.
Czy twarze na opakowaniach produktów spożywczych w Korei są popularne? - pytam.
- Nie bardzo. Właściwie poza pułkownikiem Sandersem z KFC nic sobie nie przypominam - odpowiada menedżer Microherbu.
W środku jest wąska półlitrowa butelka, niewielki folder ze zdjęciami aroniowych plantacji. Do tego plastikowa miarka. Całość kosztuje 10 euro (36 zł). Choi dodaje, że cena i opakowanie są wynikiem badań rynku.
- Zdrowa żywność należy do kategorii premium - tłumaczy menedżer Microherbu. Według danych amerykańskiej firmy Landry Consulting zdrowa żywność w Korei jest o 30 proc. droższa od tradycyjnej.
Produkt trafił na półki sklepowe 19 listopada zeszłego roku. Kilka dni wcześniej wiceprezes Agropharmu spotkał się z koreańskim partnerem w Seulu.
- Na sali było 300 sprzedawców KT&G. Widać, że byli już przeszkoleni, bo mieli w rękach materiały na temat aronii, próbki produktów i gadżety - relacjonuje Serafiński.
Czy Koreańczycy zasmakują w aronii? W 2005 roku na półkach tamtejszych detalistów było ponad 2,5 tys. artykułów zdrowej żywności. Według danych amerykańskiego Departamentu Rolnictwa ten rynek wciąż jest niewielki, ale rośnie w tempie 30 proc. rocznie.
- Troska o zdrowie i dobre samopoczucie w ciągu ostatnich lat stała się jednym z najważniejszych trendów konsumpcyjnych w naszym społeczeństwie - komentuje Kitae Noh z działu strategii agencji reklamowej Leo Burnett w Seulu. Jako przykład podaje program "Vitamin" emitowany na antenie koreańskiej telewizji publicznej KBS w każdą niedzielę wieczorem i w całości poświęcony zdrowej żywności. W Polsce na taki program mogą sobie pozwolić wyłącznie kanały tematyczne, skierowane do garstki widzów zainteresowanych tematyką kulinarną.
Jednak to właśnie Polska jest aroniową potęgą, bo co roku produkuje około 35-40 tys. ton tych owoców, czyli 90 proc. światowej produkcji. To trzykrotnie mniej niż w przypadku popularnej czarnej porzeczki, której zeszłoroczne zbiory Krajowa Unia Producentów Soków szacuje na 104 tys. ton.
Ponad 90 proc. aronii od razu przerabia się na koncentrat (według GUS 6 tys. ton rocznie), z reszty wytwarza się herbaty, kosmetyki i suplementy diety. Większość koncentratu kupują Amerykanie, kraje Europy Zachodniej i Wschodniej. Polacy konsumują zaledwie 10 proc. w postaci nektarów, syropów i herbat. W niektórych regionach popularne są również wina aroniowe domowej roboty.
- Rynek światowy rośnie dość szybko, ale krajowy się ostatnio ustabilizował - mówi Marek Krzywicki, szef firmy Agrico, największego producenta koncentratu aroniowego.
Iwona Powłoka, szefowa działu sprzedaży firmy Fructa produkującej nektar z aronii pod marką Clippo: - Przez ostatnie kilka lat sprzedaż naszego nektaru szybko rosła za sprawą mody na zdrowe żywienie. Teraz już tak nie rośnie, ale też nie spada.
Prof. Iwona Wawer z Akademii Medycznej w Warszawie, autorka książki "Aronia. Polski paradoks", twierdzi, że aronią interesuje się nie tylko biznes, ale również wojskowi. - Chroni przed promieniowaniem radioaktywnym, co mój doktorant pokazał w badaniach. Poza maską przeciwgazową żołnierzom mogą przydać się również środki likwidujące wolne rodniki powstające pod wpływem promieniowania - mówi prof. Wawer.
Kontrakt z Koreańczykami to prawdziwa żyła złota dla Agropharmu. Przychody spółki w 2006 r. sięgnęły 13,3 mln zł, ale w zeszłym roku sam Microherb kupił od niej 600 ton koncentratu, płacąc ponad 9 mln zł (2,5 mln euro).
- I to dopiero początek. Oni zakładają, że za dwa lata będą potrzebować 10 tys. ton - mówi Marek Serafiński. I dodaje: - To jakieś nieporozumienie, bo na całym świecie tyle się tego nie robi.
Uprawy w Rosji są zbyt małe, choć to właśnie słynny rosyjski biolog Iwan Miczurin sprowadził tę roślinę z Ameryki Północnej do Europy ponad 100 lat temu. W latach 80. stosunkowo duże plantacje były na Ukrainie, ale po katastrofie w Czarnobylu spora ich część stała się bezużyteczna. Dopiero w ostatnich latach Ukraińcy zaczęli próby odbudowy swojej pozycji. Na razie więc importerzy są skazani na Polaków.
Koreańczycy zapewniają, że o nieporozumieniu nie ma mowy. - Najpierw chcemy poszerzyć naszą dystrybucję o Chiny, Japonię i Tajwan, a następnie o kolejne dziewięć krajów Azji Południowo-Wschodniej - tłumaczy z uśmiechem Jerry Choi z Microherbu, który poza Marek's Aronia Juice chce sprzedawać również aronię w tabletkach i proszku.
Żeby zaspokoić tak szybko rosnący popyt, polskie firmy już dziś muszą zakładać nowe plantacje. Ich rozwój zabierze kolejne dwa lata, po których nasi farmerzy będą w stanie dostarczyć owoce na produkcję najwyżej 7 tys. ton koncentratu, ale do 10 tys. wciąż będzie daleko. - Przecież nie możemy zapomnieć o innych odbiorcach - zaznacza Serafiński.
Marek Krzywicki, szef firmy Agrico, jest sceptyczny. - Cudów nie ma. Żeby wykształcić rynek, potrzeba co najmniej kilku lat rozsądnej polityki i promocji - mówi. - Opakowanie jest bardzo ładne, ale cena na półce jest szaleńcza, bo zbliża się do dobrej jakości czerwonego wina.