- Wkroczenie tureckich wojsk do Iraku to naruszenie naszej suwerenności - powiedział Ali al-Dabbagh, rzecznik rządu irackiego. Oświadczenie nadeszło kilka godzin po tym, jak marszałek regionalnego parlamentu kurdyjskiego potępił brak reakcji ze strony Bagdadu wobec inwazji.
Kamal al-Kirkuki powiedział, że iracki rząd powinien przodować w rozwiązywaniu tego problemu, a tymczasem zareagował "miernie".
Z kolei Turcja oskarża rząd w Bagdadzie o przegraną w kwestii walki z terrorystyczną Partią Pracujących Kurdystanu, do czego Irak zobowiązał się podczas dyplomatycznych spotkań w Ankarze w październiku zeszłego roku.
Tureckie wojsko w oficjalnych depeszach informuje, że zabiło co najmniej 153 rebeliantów z PKK tracąc przy tym 19 swoich żołnierzy. Partia Pracujących Kurdystanu (PKK) zarzeka się tymczasem, że zabiła już 81 tureckich żołnierzy. Jako, że teren jest niedostępny a turecka cenzura w wojsku bardzo skuteczna - żadnego z doniesień nie sposób zweryfikować.
Wiadomo na pewno, że dziś w nocy zginęło co najmniej dwóch tureckich żołnierzy podczas ofensywy, która posuwa się w kierunku bazy PKK w dolinie Zap. Według anonimowych źródeł w kurdyjskim rządzie regionalnym, na które powołuje się agencja AFP, baza używana jest jako ogromny magazyn wojskowego sprzętu i jeśli upadnie "będzie to ogromny cios dla morale PKK".
W poniedziałek tysiące mieszkańców Diyarbakir, głównego miasta południowo-wschodniego regionu Turcji, wyszło na ulice aby zaprotestować przeciwko tureckiej operacji.
Mieszkańcy przygranicznych wiosek donoszą, że ich siedziby są bombardowane przez tureckie lotnictwo, a oni sami są celem nalotów i ostrzału artyleryjskiego.
Tymczasem premier Turcji Recep Erdogan, na spotkaniu ze swoją partią, powiedział że cywile w żaden sposób nie cierpią z powodu inwazji. - Jedynym celem są terroryści i ich obozy - powiedział Erdogan.
Powstała w latach '70 organizacja Abdullaha Ocalana, od 1984 roku prowadzi zbrojną walkę z Turcją. PKK sięgała po najbardziej wyrafinowane środki terrorystyczne - atakowała przedszkola, porywała kobiety i ustawiała snajperów przy drogach każąc im strzelać do losowych samochodów. W tym konflikcie, w którym turecka armia odpowiadała bombardowaniem całych wiosek, zginęło już ponad 30 tysięcy osób i końca nie widać. Odkąd w październiku PKK zabiła 15, a porwała kolejnych 8, tureckich żołnierzy, Turcja jest wściekła - na ulice wyszło wówczas ponad milion osób domagając się od premiera Erdogana zdecydowanej reakcji.
Nie trzeba było zresztą go poganiać - konserwatywny "liberał" miał, według doniesień tureckich mediów, od dawna przygotowaną ustawę, która pozwala armii na "szybkie kontrataki" w "pasie przygranicznym". Oczywiście oba te stwierdzenia nie zostały wyjaśnione w tekście ustawy, ale parlament i tak dał armii zielone światło i od października trwały przy granicy z autonomicznych irackim Kurdystanem bombardowania lotnicze oraz drobne interwencje komandosów.