Przedstawiciele linii American Airlines potwierdzili śmierć kobiety w czasie lotu, zapewniają jednak, że próbowano ją uratować. Rzeczniczka linii Sonja Whitemon nie chciała skomentować oskarżeń mężczyzny o niedziałający sprzęt medyczny na pokładzie samolotu.
Jak mówi kuzyn kobiety, Antonio Oliver, Carine Desir nie czuła się zbyt dobrze już po starcie z lotniska Port-au-Prince na Haiti. Uskarżała się na olbrzymie pragnienie. Stewardessa przyniosła jej wodę. Niestety po kilku minutach u kobiety pojawiły się problemy z oddychaniem, poprosiła o podanie jej tlenu. Wówczas obsługa samolotu dwa razy zignorowała jej prośbę.
Pozostali pasażerowie byli wzburzeni sytuacją, do której doszło. W końcu obsługa samolotu po telefonicznej konsultacji z kokpitem, postanowiła skorzystać z przenośnego aparatu tlenowego - okazało się wówczas, że jest on pusty. Obecni na pokładzie samolotu dwaj doktorzy oraz dwie pielęgniarki - relacjonuje Antonio Oliver - próbowali uruchomić drugi aparat. On jednak także był pusty. Następnie próbowano przeprowadzić defiblyrację, jednak aparatura nie działała prawidłowo.
Na prośbę mężczyzny pilot zgodził się wylądować awaryjnie na lotnisku w Miami, żeby kobietę można było jak najszybciej przetransportować do szpitala. W międzyczasie kobieta jednak zmarła. Jej ostatnie słowa brzmiały "Nie mogę oddychać" - mówi Oliver.
Zgon kobiety stwierdził lecący samolotem lekarz. Ciało kobiety przeniesiono do sekcji pierwszej klasy i przykryto kocem. Zrezygnowano z lądowania w Miami i lot zakończył się zgodnie z planem na lotnisku Johna F. Kennedy'ego w Nowym Jorku. Lekarz, który stwierdził zgon kobiety, odmówił skomentowania tej sprawy.