Kierowniczki z Biedronki nie trafią przed sąd

Dwie kierowniczki sklepu Biedronka w Mońkach nie staną przed sądem za zmuszanie swoich podwładnych do pracy ponad siły i wymuszanie na nich nadgodzin. Śledczy zgodzili się na warunkowe umorzenie ich sprawy.

W 2003 r. kilku pracowników Biedronki poskarżyło się białostockim śledczym. Mówili, że są zmuszani do pracy w nadgodzinach, nie dostają za to wynagrodzenia, a dodatkowo fałszuje się dokumenty świadczące o czasie pracy. Poza tym wymagano od nich przewożenia na wózkach towarów, których ciężar przekraczał 450 kg (tylko na tyle pozwala prawo pracy). Wszelakie szkolenia, mimo że dotyczyły spraw zawodowych, nie były wliczane do czasu pracy.

Śledztwo momentalnie się rozrosło i zaczęło dotyczyć wielu Biedronek w regionie. O nadużycia oskarżano kierowników sklepów i nadzorujących ich kierowników rejonów. Pierwsi najczęściej przyznawali się do winy. Tłumaczyli, że do wszystkiego zmuszali ich nadzorcy, a odmowa wykonania poleceń oznaczała zwolnienie z pracy. Dlatego też śledczy wobec pracowników sklepów zgodzili się na warunkowe umarzanie spraw, a ich szefów stawiali przed sądem.

Podobnie jest teraz z dwiema kierowniczkami z monieckiej Biedronki. Białostoccy prokuratorzy zgodzili się ich sprawę warunkowo umorzyć, pod warunkiem że przez rok - na tyle wyznaczono okres próby - nie będą one łamać praw pracowniczych swoich podwładnych. Jeżeli to zrobią, to wraz z nową sprawą zostanie odwieszona ta właśnie umorzona. Wtedy na wyrozumiałość śledczych kierowniczki nie będą mogły liczyć.

Dotychczas za łamanie prawa pracy w sklepach z okolic Białegostoku skazano (wyroki w zawieszeniu i grzywny) trzech kierowników regionalnych. Proces czwartego jeszcze trwa.