Nie wszystko uda się sfinansować z pieniędzy unijnych, zwłaszcza że każdy unijny projekt wymaga też wkładu własnego. Samorządy będą musiały znaleźć na własną rękę miliardy złotych. Tym bardziej że część projektów może jeszcze podrożeć, a unijne dotacje mogą się skurczyć przez drożejącą złotówkę. Skąd na to wszystko wziąć pieniądze?
- Pierwszą metodą jest budżet i środki własne. Problem polega na tym, że budżet nigdy nie starcza na nic poważnego. Czyli tak jak jest w rodzinie. Samochodu nie kupi się z bieżących dochodów, pieniądze trzeba zdobyć z zewnątrz. Można je pożyczyć - np. w banku - albo wyemitować obligacje, w tym euroobligacje. Trzecią możliwością jest sfinansowanie inwestycji za pomocą partnerstwa publiczno-prywatnego - mówi prof. Michał Kulesza, doradca kancelarii Baker&McKenzie, specjalista od prawa publicznego i partnerstwa publiczno-prywatnego.
Samorządy są w niezłym punkcie wyjścia. W ostatnich dwóch latach polska gospodarka rozwijała się w tempie ponad 6 proc. - Poprawiają się wyniki finansowe samorządów na poziomie operacyjnym, głównie dzięki dobrej sytuacji gospodarczej i zmianie przepisów, które pozwoliły samorządom na zwiększenie ich dochodów z tytułu podatków dochodowych. Ale widzimy też poprawę zarządzania w samorządach - mówi Elżbieta Kamińska, dyrektor w Zespole Finansów Publicznych agencji ratingowej Fitch. Lepsze wyniki samorządów i wypracowywanie przez nie wyższej nadwyżki operacyjnej poprawia ich elastyczność finansową i pozwala im na większe zadłużanie się.
Ale samorządy nie mogą zadłużać się w nieskończoność. Kaganiec nakłada na nie ustawa o finansach publicznych, zgodnie z którą kwota spłaty zadłużenia samorządów w danym roku nie może przekroczyć 15 proc. rocznych dochodów samorządu. Dodatkowo łączna kwota długu samorządu na koniec roku budżetowego nie może przekroczyć 60 proc. wykonanych dochodów w danym roku. Szczęśliwie tych kryteriów nie muszą spełniać pieniądze, które później są refinansowane przez Unię Europejską.
Dane resortu finansów pokazują, że średni wskaźnik zadłużenia sektora samorządowego tylko nieznacznie przekracza 20 proc. Samorządy więc wciąż mają sporo miejsca do 60 proc. limitu. Z dużych miast najbardziej zadłużony jest Kraków - wskaźnik zadłużenia tego miasta przekracza 50 proc.
Zdaniem Elżbiety Kamińskiej do niedawna polskie samorządy były dość ostrożne w korzystaniu z innych instrumentów finansowych niż kredyty. - Posługiwały się głównie kredytami, ale coraz śmielej korzystają z obligacji w celu finansowania inwestycji - mówi Kamińska. Coraz więcej samorządów planuje emisje obligacji nie tylko w złotówkach, ale także denominowanych w innych walutach, głównie w euro. - Obligacje są bardziej elastyczną metodą finansowania niż kredyt, który zazwyczaj jest zaciągany na konkretny cel. Poza tym obligacje są tańsze. Dodatkowo posiadanie ratingu i emisja obligacji jest sporym prestiżem dla miasta - mówi prof. Michał Kulesza.
Euroobligacje w przypadku samorządów nie są niczym nowym - Kraków już dziesięć lat temu emitował takie obligacje denominowane w niemieckich markach. Ale teraz coraz więcej samorządów otrzymuje międzynarodowe ratingi, które pozwalają na emisje skierowane głównie dla zagranicznych inwestorów. Niedawno rating od agencji Moody's dostała Warszawa, a jej władze zapowiedziały dużą emisję obligacji.
Do 2012 r. nowe inwestycje tylko w Warszawie pochłoną ponad 16,5 mld zł. Miasto uznało za słuszne finansować je zarówno z funduszy unijnych, kredytów, jak i emisji obligacji, w tym euroobligacji. Zdaniem Marcina Murawskiego, zastępcy skarbnika Warszawy, obligacje denominowane w euro są po prostu tańsze. - Dzisiejszy koszt uzyskania funduszy poprzez emisję krajową sięgnie blisko 6 proc., a w przypadku euroobligacji nie powinien przekroczyć 5 proc. Jeżeli pożyczamy miliardy złotych, to ta różnica ma ogromne znaczenie - mówi Murawski. Najbliższym celem jest emisja obligacji o kwocie ok. 300 mln euro. Pożyczenie za granicą, np. w strefie euro, będzie się opłacało dopóty, dopóki złoty będzie mocny, a stopy procentowe w Eurolandzie będą niższe niż w Polsce.
Pytanie, czy zadłużenie samorządów nie wzrośnie ponad miarę? - Ryzyko zawsze istnieje. Niedawno w mediach głośno było o gminie Żarów, która jest bliska bankructwa. Ale w systemie finansów publicznych są dobre zabezpieczenia i metody kontroli. Na zbyt głębokie zadłużenie samorządu bacznie patrzy komisja rewizyjna oraz opozycja polityczna. Czuwa także regionalna izba obrachunkowa - wylicza prof. Michał Kulesza.
Jest jedna metoda, jak zbudować i się zbytnio nie zadłużyć. Można wykorzystać partnerstwo publiczno-prywatne, w ramach którego koszt przedsięwzięcia ponosi nie samorząd, lecz inwestor prywatny. Zwrot nakładów i zysk powinno mu przynieść wieloletnie zarządzanie wybudowanym obiektem. - W przypadku PPP ryzyko jest przerzucone na inwestora prywatnego - zwraca uwagę Kulesza. Problem polega na tym, że w ramach ustawy o PPP niewiele samorządów chce współpracować z prywatnym kapitałem. Dlaczego? - Bo z ustawy wynika absurdalna konieczność przeprowadzenia bardzo drogich i bardzo skomplikowanych analiz, i to identycznych zarówno dla przedsięwzięć małych, jak i dla tych najdroższych - mówi Kulesza. Jego zdaniem wystarczy zmiana rozporządzeń, które to regulują, i PPP ruszy, wcale nie trzeba pisać nowej ustawy. - Wiadomo o tym od dawna, ale rząd wstrzymuje się ze zmianą tych przepisów, nie wiadomo dlaczego, i to jest główna przyczyna zastoju - mówi. Kulesza dodaje, że w Polsce mimo to jest dużo projektów realizowanych wspólnie przez samorządy i kapitał prywatny, ale nie na podstawie ustawy o PPP, ale na podstawie innych przepisów.
Partnerstwo publiczno-prywatne chce rozruszać resort infrastruktury. - Chcemy, by system partnerstwa publiczno-prywatnego był stosowany w praktyce także przez samorządy - zapowiadał kilkakrotnie minister infrastruktury Cezary Grabarczyk. We wtorek na konferencji prasowej ogłosił, że gotowy jest projekt tzw. ustawy koncesyjnej, która ma ułatwić podmiotom publicznym, np. samorządom, nawiązywanie współpracy z prywatnymi inwestorami i realizowanie projektów inwestycyjnych.