Partyzancka wojna z billboardem

Trudno nie zauważyć tego billboardu. Przedstawia nagie kobiece ciało i nęci: ?gładź, gładź, gładź!!!?.

Nie jest jeszcze jasne, czy to reklama gładzi szpachlowej, gipsowej czy innej, ponieważ kampania jest teaserowa (ang. drażnić, droczyć się), czyli taka, że w pierwszym jej etapie nie wiadomo, o co chodzi. Musi to być jednak "męska rzecz", bo w naszym społeczeństwie nikomu nie przyszłoby do głowy zachęcać kobietę, by gładziła inną kobietę po gołych plecach.

Billboardy "gładź, gładź, gładź" wiszą od kilku dobrych dni i teaserują, a my mijamy je i cieknie nam ślinka. Już w 1979 r. znany socjolog Ervin Goffman stwierdził, że kobieta w reklamie gra dwie role: kury domowej albo przedmiotu erotycznej konsumpcji. Przez 30 lat niewiele się w tej kwestii zmieniło. Nagie kobiece ciało bez twarzy nadal krzyczy: "Bierz mnie!". Przechodzący przez jezdnię pan Staszek znów poczuje się silny, przystojny i męski, a jednocześnie utwierdzi się w kojącej wizji świata, że kobiety są do kuchni albo do sypialni. A później skojarzy gładź szpachlową z jedwabistym pośladkiem i czym prędzej pobiegnie do najbliższego sklepu po kilka wiaderek. Takie to wszystko żenujące, że wzorem trzech mądrych małp sanzaru, przechodząc obok plakatu, zasłaniam oczy, uszy i usta.

A jednak nastąpił przełom! Ku mej radości na billboard "gładź, gładź, gładź" na ul. Hożej ktoś dokleił ostatnio wydrukowany napis: "Ręce precz od naszych ciał!". Zapewne jakaś urażona bądź zirytowana niewiasta, bo to jedno z żelaznych haseł "Manify 8 marca" - dorocznej demonstracji ulicznej w obronie praw kobiet.

Pomysłowej pani partyzantce gratuluję, a czytelnikowi przypomnę, że taka forma walki w przestrzeni symbolicznej to culture jamming (zakłócanie fal kultury) - wywrotowa, antykorporacyjna działalność, której korzenie sięgają Międzynarodówki Sytuacjonistów. Na fali jammingu w latach 70. w Stanach Zjednoczonych zaczął działać Front Wyzwolenia Billboardów, którego metody polegają na modyfikowaniu znaczenia reklamy przez doklejanie lub usuwanie pewnych treści czy obrazów. W Warszawie rzadko widać efekty zakłócania (bo domalowania wąsów kandydatowi do Rady Warszawy za culture jamming uznać nie wypada). Mieliśmy z nim do czynienia pięć lat temu, kiedy rozgłośnia radiowa Radio 94 (późniejsze Antyradio) reklamowała się zdjęciem nagich piersi z pokrętłami zamiast sutków i hasłem: "To nas kręci!". Zaprotestowały środowiska kobiece, a inicjatywa Ulica Siostrzana zaprojektowała nawet kontrbillboard - zdjęcie penisa na sznurku i podpis: "Kogo pociąga seksistowska reklama?". KRRiT zdecydowała o usunięciu plakatów Radia 94. W miejsce piersi na billboardzie stacja umieściła wtedy czarne tło na znak cenzury i hasło: "Paniom dziękujemy", które z kolei na różne sposoby "poprawiały" feministki.

Z tego miejsca nie mogę nawoływać do wandalizmu i zachowań antyspołecznych. Odwołuję się za to do zdrowego rozsądku i dobrego smaku. I razem z anonimową warszawską jammerką błagam: dość, dość, dość!!!