Rolnictwo dostanie PSL - to było jasne od pierwszej chwili powstania koalicja PO - PSL. Działacze Platformy przyznawali nieoficjalnie, że wśród nich nie ma zbyt wielu znawców problematyki rolnej, zaś PSL ma kadry.
Po kilku tygodniach rządów PO-PSL można już śmiało powiedzieć, że PSL jeśli ma kadry, to starannie ukryte. Na czołowe stanowiska powołuje ludzi bez doświadczenia w administracji, bez osiągnięć zawodowych, za to mocno powiązanych politycznie z kierownictwem PSL. Politykę kadrową PSL dobrze podsumował niedawno jeden z rolników: ktoś komuś za coś się odwdzięcza.
Dramatyczny jest skład personalny resortu rolnictwa. Sam minister Marek Sawicki wydaje się człowiekiem kompetentnym, rozumiejącym problemy rolnictwa i chętnym do ich rozwiązywania. Jest jednak złym organizatorem, skoro dobrał sobie współpracowników bez doświadczenia i kwalifikacji.
Wiceminister Marian Zalewski - ostatnie miejsce pracy to redaktor naczelny miesięcznika "Strażak" (to od razu wyjaśnia, kto stoi za tą nominacją - prezes PSL Waldemar Pawlak to szef Ochotniczej Straży Pożarnej). Wcześniej Zalewski pracował w zarządzie TVP SA, był też członkiem rady nadzorczej TVP w czasach, kiedy PSL z SLD współrządziło krajem, był także doradcą premiera. Premiera Pawlaka oczywiście. Podobno Sawicki aż dwa miesiące przeciwstawiał się prezesowi i nie zgadzał na nominowanie Zalewskiego. W końcu uległ.
Drugi z peeselowskich wiceministrów to Artur Ławniczak - ostatnio dyrektor w łódzkiej izbie rolniczej. Działacz Związku Młodzieży Wiejskiej, prezes ZMW w latach 2002-06.
Andrzej Dycha to jedyny bezpartyjny w tej ekipie, choć przez ojca związany z PSL. Jest najmłodszy (30 lat), jego doświadczenie to doradzanie w Parlamencie Europejskim w komisji kultury i komisji ochrony środowiska.
Sam Sawicki mówi, że jego największym zmartwieniem jest Agencja Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa, która ma niesprawny system informatyczny i nawarstwiające się zaległości. Ale przez dwa miesiące nic nie robił i zostawił sprawy w rękach prezesa z PiS Leszka Drożdziela, który wśród urzędników Agencji dorobił się przezwiska "Puste Biurko" - bo nic nie robi. Wreszcie minister rolnictwa uzgodnił z prezesem PSL, kto ma być szefem agencji i w styczniu mianował Dariusza Wojtasika, zaufanego Adama Struzika, działacza Stronnictwa i marszałka województwa mazowieckiego. Bałagan w Agencji jest jednak tak wielki, że minister zastanawia się nad zarządem komisarycznym. Na jego czele miałby stanąć... młody szef gabinetu politycznego Sawickiego. Czyli komisarz polityczny.
Kolejny kwiatek kadrowy to mianowanie Andrzeja Śmietanki, byłego peeselowskiego ministra rolnictwa, na szefa spółki ElewArr, która handluje państwowym zbożem. Śmietanko jest dobrze notowany zarówno u Pawlaka, marszałka Jarosław Kalinowskiego, jak i Sawickiego. Nowy prezes postanowił, by cały handel zbożem spółki ElewArr przechodził przez Warszawską Giełdę Towarową, której jednym z głównych akcjonariuszy jest inny znany działacz PSL - Zbigniew Komorowski. Ten sam, który w latach 2005-07 powierzył kierowanie giełdą Waldemarowi Pawlakowi. Dla WGT to czysty zysk - na prowizjach zarobi nawet do pół miliona złotych.
Koalicja PO-PSL od początku zapowiadała, że zreformuje system emerytalny rolników (KRUS). Najpierw minister Sawicki powiedział, że potrzebuje trzech miesięcy, by przedstawić projekt reformy, potem obiecał, że zrobi to po sześciu miesiącach. Jest bardzo prawdopodobne, że za pół roku znowu termin przesunie lub przedstawi jakieś kosmetyczne zmiany w ustawie o KRUS zamiast prawdziwej reformy.
Minister Sawicki ma sytuację komfortową na wprowadzanie zmian. Od 2004 r. nie można już mówić o ogólnie złej sytuacji na wsi. Owszem, okresowo jest źle w pewnych określonych gałęziach produkcji. Teraz np. jest źle dla producentów świń, bo sprzedają trzodę poniżej kosztów produkcji (stąd wczorajszy protest w Warszawie). Ale już np. ceny zbóż i rzepaku biją rekordy cenowe, świetnie jest też na rynku mleczarskim. I co więcej - perspektywy dla produkcji roślinnej i mleczarskiej są znakomite na najbliższe kilka lat.
Minister nie musi więc tracić energii i czasu na sprawy bieżące. Może skoncentrować się na zmianach systemowych, a przede wszystkim przygotować się dobrze do dyskusji nad przeglądem Wspólnej Polityki Rolnej, do którego przygotowuje się cała Unia Europejska. UE chce przeanalizować wszystkie stosowane dziś instrumenty wspierania rolnictwa i ocenić ich przydatność w kreowaniu polityki rolnej. Efektem przeglądu ma być rezygnacja z mechanizmów mało skutecznych i rozszerzenie tych, na które warto wydawać pieniądze.
To dla polskiego rolnictwa decyzja fundamentalna, bo od niej zależy, co stanie się z naszym rolnictwem, np. czy wzrosną kwoty mleczne, czy utrzymane zostaną dopłaty do eksportu wieprzowiny itd. Do tej dyskusji trzeba się dobrze przygotować, bo w Unii trzeba mówić o liczbach, a nie o ideach. Musimy wiedzieć, o co będą walczyli inni (by nie tracić sił niepotrzebnie), a gdzie będziemy osamotnieni. No i musimy wiedzieć, czego chcemy. Czy warto np. bić się o zwiększenie wszystkim krajom kwot mlecznych, skoro kraje takie jak Niemcy czy Irlandia mające znacznie większe od nas kwoty, po tym powiększeniu jeszcze dalej od nas nie odskoczą?
Tymczasem w resorcie rolnictwa nie widać żadnej wizji, brak jest pomysłów, co Polska może i powinna zaproponować w ramach przeglądu Wspólnej Polityki Rolnej. Na ingerencję Platformy nie ma co liczyć - ta wyraźnie zostawiła ludowcom sektor rolny i nie będzie za niego umierać.