CASA była za nisko i miała za małą moc silników?

Samolot CASA był za nisko i miał za małą moc silników, żeby wrócić do osi pasa startowego lotniska w Mirosławcu - podaje TVN 24 powołując się na nieoficjalne źródło. Rzecznik dowódcy sił powietrznych nie potwierdził i nie zaprzeczył tym informacjom.

Pilot samolotu CASA próbował przy drugim podejściu do lądowania wprowadzić maszynę na oś pasa startowego. Jednak manewr ten na takiej wysokości i przy takiej mocy samolotu był nie do wykonania - informuje TVN 24.

- Wszystkie okoliczności bada komisja i to ona wyda osąd co do przyczyn. Trudno mi się odnosić do takich rewelacji. Nam zależy na rzetelnym wyjaśnieniu tej katastrofy. Wszystkie hipotezy zostaną wyjaśnione przez komisję. Zostaną przeanalizowane wszystkie dane - powiedział w TVN 24 mjr Wiesław Grzegorzewski, rzecznik Sił Powietrznych.

Już 2 lutego "Gazeta Wyborcza" podała, że z jej nieoficjalnych informacji nt. ustaleń Komisji Badania Wypadków Lotniczych wynika, że przyczyną był błąd pilota.

Lotnicy, z którymi rozmawiał "Dziennik", za najbardziej prawdopodobną przyczynę uznają jednak błąd pilota. Do dziś komisja nie ujawniła, w jaki sposób lądował. Wiadomo, że w dniu katastrofy chmury były nisko - 90 m nad ziemią. Przy pierwszym podejściu do lądowania pilot nie widział pasa, przeleciał wzdłuż niego i zdecydował się na drugie podejście. Zawrócił. Mógł potem zrobić ciasne, wąskie zejście, aby ponownie ustawić maszynę w osi pasa. Mógł lecieć cały czas pod chmurami, aby nie stracić pasa z oczu. "A nie powinno się manewrować na małej wysokości w nocy, bo to grozi zderzeniem z ziemią" - mówił po katastrofie pilot.

Zdaniem ekspertów, m.in. prof. Zdobysława Goraja z Politechniki Warszawskiej, na małej wysokości i przy niskiej prędkości samolot traci siłę nośną i może gwałtownie spaść. Zjawisko to nazywa się przepadnięciem.

Jak informował "Dziennik" z innych źródeł niż MON, z zapisów na czarnej skrzynce wynika, że pilot mógł ratować się przed przepadnięciem. Skrzynka zarejestrowała bowiem, że w ostatniej chwili bezskutecznie próbował zwiększyć moc silników.

W katastrofie, do której doszło 23 stycznia, zginęło 20 osób, w tym czterech członków załogi. Samolotem CASA C-295M z Warszawy wyruszyło w środę 40 osób. Połowa wojskowych wysiadła podczas międzylądowań w Powidzu i Krzesinach. A potem przed lotniskiem w Mirosławcu maszyna runęła... Zginęło 20 żołnierzy - oficerów z Mirosławca i Świdwina oraz członkowie załogi.- To ironia losu, że w momencie, gdy wracamy z konferencji o bezpieczeństwie lotów, dzieje się taka tragedia - mówił dzień po katastrofie generał Włodzimierz Usarek, dowódca 2. Brygady Lotnictwa Taktycznego w Poznaniu. On też leciał z Warszawy, ale wysiadł w Krzesinach wraz z dziesiątką innych osób.

---

Więcej newsów, więcej źródeł. Zobacz Zoom24.pl