Krzysztof Ignaczak:- Dziękuję. Nie spodziewałem się tego, zwłaszcza, że mamy tu Mistrza Świata na żużlu i wielu innych utytułowanych sportowców. Jestem nową postacią w rzeszowskim sporcie, ale z tego, co zauważyłem siatkówka cieszy się tutaj dużą popularnością i myślę, że to dzięki kibicom, którzy oddawali na mnie głosy, udało mi się wygrać ten plebiscyt. Jest to dla mnie bardzo ważna, indywidualna nagroda, niezwiązana bezpośrednio z siatkówką, dlatego uważam ją za niezwykłe wyróżnienie.
- Nigdy wcześniej nie udało mi się wygrać żadnego plebiscytu będąc w gronie takich znakomitości. Kiedyś, w Wałbrzychu i Częstochowie, również miałem zaszczyt startować w podobnych plebiscytach, ale nigdy nie udało mi się znaleźć na pierwszym miejscu. Prezes Karbarz mówił mi, że w tym plebiscycie jeszcze nigdy nie udało się wygrać żadnemu siatkarzowi z ziemi rzeszowskiej, więc można powiedzieć, że jestem pionierem (uśmiech). To sprawia, że ta nagroda ma dla mnie podwójną wartość, dlatego chciałbym podziękować kibicom, którzy oddali na mnie głosy. Gdyby nie oni, pewnie nie byłoby tego wyróżnienia. Podziękowania należą się również mojej rodzinie. Moja żona i syn Sebastian najbardziej cierpią przez moje ciągłe wyjazdy, ale mimo to wspierają mnie i to im chciałbym zadedykować tę nagrodę.
- Sprawdziło się "staropolskie" porzekadło siatkarskie, że kto nie wygrywa 3:0, przegrywa 2:3 (śmiech). Rzeczywiście, pierwsze dwa sety nie zapowiadały naszej porażki, graliśmy naprawdę bardzo dobrą siatkówkę. Potrafiliśmy obronić kilka setboli w pierwszym secie i wygrać zdecydowanie drugą partię. Ale właśnie w tamtym momencie coś się zacięło. Bułgarzy doprowadzili do tie - break'a, w którym byli już nie do zatrzymania. Jest to zespół grający dość dziwnie. Ich gra polega przede wszystkim na bardzo mocnym serwisie, który przez dwa pierwsze sety, mówiąc w żargonie siatkarskim, "nie siedział". Później zagrywka zaczęła im wychodzić i po prostu odrzucili nas od siatki. Przegraliśmy kolejne dwa sety, a w tie - break'u również nie mogliśmy sobie z nimi poradzić.
- Nie było łatwo, ale udało się. W piątym, decydującym secie były niesamowite emocje. Zwyciężył zespół, który miał stalowe nerwy i popełniał mniej błędów własnych. Poza tym po naszej stronie było trochę szczęścia. Mieliśmy za sobą naszą publiczność, graliśmy na własnym obiekcie. Nasi kibice bardzo nam pomogli. Doping, który nam stworzyli, niósł nas do zwycięstwa w "złotym secie", deprymując przy okazji zespół bułgarski. Pod wpływem rosnącej adrenaliny zaczęli popełniać coraz więcej błędów i przegrali. Nas cieszy to, że zaszliśmy tak wysoko w Challenge Cup. Miejmy nadzieję, że zespół z Rotterdamu nie jest drużyną, która nas powstrzyma. Resovia już dawno nie zaszła w pucharach tak daleko, jest to więc dla nas możliwość pokazania się w Europie, którą będziemy się starali wykorzystać.
- Na razie koncentrujemy się na tym, co przed nami, a przed nami ciężka batalia w Bełchatowie i nasze działania są skierowane na razie na ten zespół. Zdajemy sobie jednak sprawę z tego, że już w przyszłym tygodniu czeka nas potyczka z Rotterdamem, w którego składzie jest dwóch zawodników, którzy w styczniu byli z reprezentacją w Izmirze. Jest to więc zespół klasowy, ale mamy nadzieję, że będziemy w stanie ich ograć. Myślę, że kluczowa będzie dyspozycja dnia. W siatkówce nie ma faworytów. Na pewno będziemy starali się zagrać bardzo dobrą siatkówkę, ale to jest sport i zobaczymy jak nam pójdzie.
- Wydaje mi się, że to było do przewidzenia już przed sezonem, że liga będzie w tym roku bardzo atrakcyjna. Każdy zespół się wzmocnił, zbudowały się silne składy, co doskonale oddają właśnie pucharowe rozgrywki, w których wyraźnie widać, że polska liga jest naprawdę silna. Potrafiła zweryfikować już niejedną gwiazdę. Weźmy na przykład Amerykanów, którzy grają w Częstochowie. Uznawani byli za wielkie gwiazdy, a w PLS się nie sprawdzili. Riley Salmon świetnie potrafi grać w siatkówkę, a jednak nie potrafił unieść ciężaru gry w naszej lidze, która jest ciężką przeprawą dla obcokrajowców. To, że dobrze radzimy sobie w pucharach świadczy właśnie o sile naszej ligi. Już nie jest tak jak dawniej, kiedy były dwie mocne drużyny, a potem długo, długo nic. Teraz jest więcej zespołów, które walczą w europejskiej czołówce, które świetnie radzą sobie w lidze. To jest dobre przede wszystkim dla kibiców, którzy oglądają pasjonujące pojedynki już nie tylko między liderem a wiceliderem tabeli, ale również pomiędzy zespołami zajmującymi dalsze miejsce. One również prezentują bardzo dobrą, widowiskową siatkówkę, co na pewno podoba się kibicom.