"Gazeta Prawna" informuje, że propozycje pracodawców trafiły już do Sejmowej Komisji Przyjazne Państwo. Obok urlopu na żądanie pracodawcy sugerują, by pracownik musiał wykorzystać zaległy urlop z poprzedniego roku do końca grudnia następnego roku, a nie jak obecnie do końca marca oraz by sam wymiar urlopu wypoczynkowego (20 lub 26 dni rocznie) zależał wyłącznie od okresu zatrudnienia, a nie dodatkowo od lat nauki. Według "GP" minister pracy Jolanta Fedak obiecuje propozycje rozważyć i popiera jedną, kompleksową nowelizację kodeksu pracy.
Propozycję likwidacji urlopów na żądanie pracodawcy tłumaczą tym, że pracownicy wykorzystują go jako nieformalny sposób prowadzenia strajku. Związki zawodowe ripostują, że jeszcze kilka lat temu pracodawcy domagali się wprowadzenia takich urlopów, aby przeciwdziałać nadużywaniu zwolnień lekarskich a likwidacja urlopów na żądanie uniemożliwi pracownikom załatwianie swych ważnych spraw rodzinnych czy administracyjnych w wybranym terminie.
Zdaniem "GP" kontrowersje budzi też propozycja, by pracownicy mogli skorzystać z zaległego urlopu przez cały następny rok, a nie jak obecnie wyłącznie przez jego pierwszy kwartał. Szef OPZZ Jan Guz argumentuje, że przyjęcie sugestii pracodawców oznacza, że w majestacie prawa będą oni mogli udzielić podwładnemu urlopu wypoczynkowego dopiero po 23 miesiącach pracy, co, wg prof. Rączki byłoby sprzeczne z samym celem urlopu. Pracodawcy tłumaczą, że dziś pracownicy często nie są zainteresowani wykorzystaniem zaległego urlopu do 31 marca a pracodawcy nie mogą ich do tego zmusić, co naraża firmy na kary Państwowej Inspekcji Pracy.
Według "GP" zmianie ulec mogą również zasady obliczania wymiaru urlopu wypoczynkowego. Dziś do okresu zatrudnienia wliczają się lata nauki. Pracodawcy chcą zlikwidować ten zapis. Zdaniem prof. Rączki propozycja pracodawców sprawi, że zdobywanie nowych kwalifikacji będzie mniej atrakcyjne.