Jak Francuzi stworzyli Tsongę

Finał nierozstawionego Jo-Wilfrieda Tsongi nie był dziełem przypadku. Wprost przeciwnie. W Australian Open Francuzi zebrali owoce genialnego systemu szkolenia - Skąd on się wziął? - pytał nieco ironicznie Roger Federer o Francuza. Odpowiedź nie będzie krótka.

Sportowe geny

Ojciec pochodzi z Konga, był piłkarzem ręcznym, dziś prowadzi zajęcia z wychowania fizycznego. Brat jest nieźle zapowiadającym się koszykarzem. Matka (Francuzka) od zawsze była wielkim kibicem męża, a teraz synów. Evelyne Tsonga opowiada, że Jo-Wilfried był stworzy do sportu, najpierw uwielbiał grać w piłkę nożną i ping-ponga, na tenis postawił w wieku osiem lat, nie rezygnując wcale z wcześniejszych pasji.

Sportowe geny w niewielkim stopniu tłumaczą jednak drogę 22-letniego tenisisty do finału na Rod Laver Arena. Takich chłopaków są na świecie tysiące. Ale nie każdy trafia pod skrzydła francuskiej federacji tenisowej.

System...

W szlifowaniu talentów nie ma nic rewolucyjnego. Potrzeba tylko żelaznej konsekwencji i... ogromnych pieniędzy. Dzieciaki w wieku od siedmiu do 10 lat uczęszczają do rozsianych po całym kraju tenisowych klubów. Najlepszym, zazwyczaj dwóm-trzem, oferuje się rozszerzony program treningowy, udział w turniejach oraz zaproszenie do Narodowego Programu. Ten działający już na szczeblu departamentów skupia chłopców w wieku od 10 do 12 lat i dziewczynki od 10 do 13 lat. Najlepsi awansują do jednego z pięciu ośrodków krajowych. Tsonga trafił do INSEP, czyli Narodowego Instytutu Kultury Fizycznej i Sportu.

Krajowe centra zapewniają treningi na najwyższym poziomie, opiekę medyczną i psychologiczną (co dla młodych ludzi mieszkających z dala od rodziców jest szczególnie ważne) oraz normalną naukę. Kristina Mladenović, mistrzyni Francji i Europy 14-latek, codziennie ma cztery godziny zajęć na kortach, jedną poświęconą przygotowaniu ogólnemu, a do tego lekcje w szkole.

Ten system w niczym nie różni się od metod szkolenia francuskich piłkarzy, którzy również zawojowali świat, i sportowców innych dyscyplin z pewną istotną różnicą. Oprócz dotacji z budżetu francuski tenis otrzymuje potężny zastrzyk finansowy dzięki turniejowi na kortach Rollanda Garrosa. W 2007 roku organizatorzy tej imprezy zarobili 60 milionów euro!

Bardziej liczy się jednak to, jak się wydaje pieniądze. Najlepiej świadczy o tym przykład Anglików. Ich wpływy z Wimbledonu są większe, mimo to nie potrafią wychować tylu utalentowanych tenisistów, a jakże znamienna była porażka w pierwszej rundzie w Melbourne Andy'ego Murraya. Wielkiego faworyt Brytyjczyków przegrał z... Tsongą.

...i jego działanie

Francuska szkoła tenisistów jest uważana za najlepszą na świecie. Wystarczy spojrzeć na listę startową Australian Open. W singlach kobiet i mężczyzn wystartowało aż 29 Francuzów. Stany Zjednoczone wystawiły 26 zawodników.

Liczba "trójkolorowych" jest jednak nieco łudząca. Francuzi i Australijczycy współpracują ze sobą przy tzw. wymianie dzikich kart. W zamian za start w Australian Open młodych Francuzów Australijczycy otrzymują kilka zezwoleń na udział bez eliminacji na kortach Rollanda Garrosa.

Francuzi od kilku lat wodzą rej w grupach juniorskich. Numerami jeden byli kolega Tsongi - wyeliminowany przez niego w Melbourne - Richard Gasquet (2002) czy zwycięzca turnieju w Sopocie z 2005 roku Gael Monfils (2004). Tsonga w rankingu juniorów w 2003 roku zajął drugie miejsce, ale wygrał wówczas US Open, pokonując w finale Cypryjczyka Marcosa Baghdatisa. W innych juniorskich turniejach Wielkiego Szlema dochodził trzykrotnie do półfinału.

Dużo wskazywało na to, że Tsonga z szybkością swojego serwisu wkroczy w wielki tenisowy świat. W 2004 roku pokonał na turnieju w Pekinie Carlosa Moyę, wówczas piątą rakietę świata. Na turnieju w Bercy jego trzem serwisom zmierzono prędkość 232 km na godzinę. Nikt nie miał wówczas szybszego podania.

Ale był to też czas, w którym zaczęły się kłopoty ze zdrowiem. Mierzący 188 cm Tsonga przy 90 km wagi to kolos na glinianych nogach. Kręgosłup odmówił posłuszeństwa, Francuz leczył się przez dwa lata. - Nie było wcale nadziei, że wróci do sportu - mówił jego trener Eric Winogradsky. Znów z pomocą przyszła francuska federacja.

Tsonga dochodził do zdrowia w Narodowym Centrum Treningowym na kortach Rollanda Garrosa. Miał do dyspozycji najlepszych lekarzy i rehabilitantów. Ośrodek w Paryżu ma pomóc dojrzałym tenisistom bezboleśnie przejść na zawodowstwo. Na opiekę mogą liczyć do 25. roku życia.

Wierny i wdzięczny

Kiedy finalista Australian Open był już zdrowy i z prędkością światła zaczął poprawiać miejsce w rankingu ATP (224. pozycja w lutym 2007 i 38. w przeddzień turnieju w Melbourne), przejście do elitarnego klubu Team Lagardere (są tam już Gasquet i Monfils) zaproponował mu Arnaud Lagardere. To potentat medialny, przyjaciel prezydenta Nicolasa Sarkozy'ego, we francuskim tenisie odgrywa podobną rolę jak Ryszard Krauze w polskim. Chodziło o prestiż i grube pieniądze, ale Tsonga odmówił. - Zostaję, bo jestem wierny i wdzięczny - powiedział 22-latek.

Za ten romantyzm porównuje się go dziś chętnie - zwłaszcza we Francji - z Yannickiem Noah. Są też i inne podobieństwa. Obaj mają korzenie afrykańskie (Noah kameruńskie), obaj uwielbiają Boba Marleya. Nie łączy ich (jeszcze nie?) to, na co Francuzi i twórcy systemu szkolenia liczyli najbardziej. Od 1983 roku Noah pozostaje ostatnim francuskim zwycięzcą męskiego finału Wielkiego Szlema. Wygrał na Rolland Garros.