Jeszcze rok temu w Polsce jedna jedyna biogazownia pracowała w Pawłówku koło Słupska. Należy do duńskiej firmy Poldanor, która hoduje w Polsce 200 tys. świń. Ze świńskich odchodów z dodatkiem kukurydzy zakład destyluje metan, który następnie jest przerabiany na prąd. Biogazownia to bowiem mała elektrociepłownia, której paliwem są rośliny (najczęściej kukurydza), odchody zwierząt hodowlanych oraz rozmaite odpadki.
Unijny boom na odnawialne źródła energii sprawił, że coraz więcej firm interesuje się możliwościami budowy biogazowni. Koniunkturę wyczuł także jeden z najbogatszych Polaków Jan Kulczyk. Należąca do niego spółka Polenergia wspólnie z niemieckim biogazowym potentatem - firmą Schmack założyła społkę Agrogaz, która ma budować instalacje w Polsce.
- Na razie budujemy jedną biogazownię w Liszkowie w województwie kujawsko-pomorskim - opowiada wiceprezes firmy Zbigniew Szymandera. - Do produkcji będzie wykorzystywać odpady z pobliskiej gorzelni.
Biogazownia o mocy 2,1 megawata będzie największa w Polsce, jej budowa pochłonie ok. 28 mln zł. Ile takich instalacji zamierza postawić Agrogaz i ile pieniędzy w nie zainwestować? - Za wcześnie, żeby o tym mówić - mówi Szymandera.
Jedną biogazownię już wkrótce uruchomi polska firma Zeneris, która chce wybudować kilkanaście następnych.
Bardzo ambitne plany ma firma Biopower, której właścicielem jest izraelsko-polski biznesmen Aleksander Rechter, a prezesem Paweł Pruszyński, były wiceszef ABW za rządów Leszka Millera. Biopower także chce stawiać biogazownie przy gorzelniach. - Jednak myślimy także o wysypiskach śmieci oraz wykorzystaniu odpadków z restauracji - opowiada Jacek Jabłoński, dyrektor Biopowera. - Planujemy postawić kilkadziesiąt biogazowni, każda kosztowałaby od 20 do 30 mln zł.
W sumie w grę wchodziłoby więc około miliarda złotych, ale firma unika konkretnych deklaracji finansowych. - Chcemy także współpracować z gminami, budować biogazownie, które mogłyby ogrzewać np. gminne baseny - mówi Jabłoński.
Biznes Biopowera na razie jest w fazie rozruchu - firma nie ma jeszcze podpisanej żadnej umowy na budowę biogazowni. - Na razie prowadzimy rozmowy - mówi Jabłoński. -Współpracujemy z naukowcami z Politechniki Łódzkiej i Akademii Rolniczej w Poznaniu nad rozwojem technologii. Mamy już podpisanych kilkanaście umów wstępnych i w trakcie ostatecznych negocjacji kilka umów zasadniczych na budowę biogazowni w konkretnych lokalizacjach w Polsce.
Jakie to lokalizacje? Na razie firma nie chce tego ujawnić. Najpierw biogazownie mają powstać w województwach wielkopolskim i warmińsko-mazurskim.
Biogazownia jest przedsięwzięciem dość skomplikowanym. - Odpadki lub odchody zwierzęce trafiają razem z kiszonką roślinną do specjalnego zbiornika, w którym zostają zmielone. Chodzi o to, żeby uzyskać jak największą wydajność. Znaczenie ma nawet kąt nachylenia łopat wirnika - mówi Wojciech Łukaszek z firmy Ekoenergia, która opatentowała swoją technologię. - Kiedy już z surowca powstanie prąd i ciepło, z tego, co zostanie, można wytworzyć wysokiej jakości ekologiczny nawóz, o który biją się odbiorcy na Zachodzie - mówi Łukaszek.
Łukaszek zamiast kukurydzy lansuje roślinę o nazwie topinambur, która jest znacznie wydajniejsza - można ją kosić dwa razy do roku. - Topinambur ma nawet jadalne bulwy, ale to powoduje, że roślina ta jest przysmakiem dzików - dodaje, śmiejąc się Łukaszek.
Niemcy postawili już u siebie ponad 4 tys. biogazowni, największa z nich będzie miała moc 20 megawatów. Zdaniem prof. Jana Popczyka z Politechniki Śląskiej, który zasiada też w radzie nadzorczej Agrogazu Polska ma ogromny potencjał - 2 mln hektarów wolnych gruntów, na których można uprawiać kukurydzę.
O rozwoju agroenergetyki dużo mówili wicepremier i minister gospodarki Waldemar Pawlak oraz minister rolnictwa Marek Sawicki. Branża czekała na konkrety, ale jak dotąd się nie doczekała.