26 czerwca 2004 r. na oddział wewnętrzny Szpitala Wojewódzkiego przy ul. Kośnego zgłosiła się pacjentka; krwawiła z dolnego odcinka przewodu pokarmowego. Lekarze stwierdzili chorobę wrzodową, kobieta trafiła do szpitalnej sali.
Dwa dni później po południu dyżur nocny zaczynał dr M. W tym samym czasie pacjentka zaczęła zachowywać się niespokojnie. Inne chore, przebywające z nią na sali, zeznały, że kobieta była bardzo nerwowa, chciała wrócić do domu. Miała zaburzenia świadomości, przestrzeni i czasu, chwilami zapominała, gdzie się znajduje. Dr M. zalecił dwukrotnie podanie jej łagodnego środka uspokajającego. Kiedy to nie przyniosło rezultatu, polecił podanie relanium. To również nie przyniosło skutku, więc lekarz zdecydował się na zastosowanie tzw. przymusu bezpośredniego i przypięcie pacjentki pasami do łóżka.
I tu zaczynają się rozbieżności. Pielęgniarki, które pomagały wtedy lekarzowi, utrzymują, że pacjentka została przypięta do łóżka tylko za nadgarstki, lekarz z kolei twierdzi, że również za kostki nóg. Jedna z pielęgniarek zeznała też, że nie założono tzw. karty nadzoru, koniecznej w przypadku zastosowania przymusu bezpośredniego.
W nocy pacjentka - osoba bardzo drobnej budowy - uwolniła się z pasów. Podeszła do okna, otworzyła je i wypadła, czy też wyskoczyła, z trzeciego piętra, ponosząc śmierć na miejscu.
Martwą kobietę, leżącą pod ścianą budynku, znalazł o godzinie 3.30 ochroniarz pracujący w szpitalu i natychmiast powiadomił personel oraz policję. Rzecznik prasowy Komendy Miejskiej Policji w Opolu Sławomir Szorc mówił nam wówczas, że na sali leżała tej nocy jeszcze jedna pacjentka, ale spała i niczego nie słyszała.
Dyrekcja szpitala nie chciała wtedy komentować tragedii. - Nie czujemy się upoważnieni, pacjentka z pewnością nie życzyłaby sobie tego - mówiła nam Renata Ruman-Dzido, szefowa placówki. - Skoro wybrała taki sposób na odejście z tego świata, to trzeba to uszanować. Dodała też, że według jej wiedzy żadnych zaniedbań że strony medycznej nie było.
Wczoraj nie chciał też komentować sprawy dr Julian Pakosz, wicedyrektor szpitala. - Nie znam szczegółów, więc nie mogę się wypowiadać, tym bardziej, że toczy się proces sądowy - powiedział tylko. - Poczekajmy na jego finał.
Prokuratura zarzuciła lekarzowi w akcie oskarżenia brak należytej staranności w opiece nad chorą. Sprawa rozpoczęła się właśnie przed Sądem Rejonowym w Opolu. Na kolejnych rozprawach wypowiedzą się biegli, którzy ocenią decyzje lekarza. Dr M. nie przyznaje się do winy. Grozi mu od trzech miesięcy do pięciu lat pozbawienia wolności.