Kudroń, dziennikarka z Krakowa, została szefem oddziału TVP w Bydgoszczy w czerwcu ubiegłego roku. Oficjalnie, bo "nie jest uwikłana w animozje bydgosko-toruńskie", nieoficjalnie - z namaszczenia Samoobrony. Pod jej rządami atmosfera na telewizyjnych korytarzach daleka była od sielanki.
W listopadzie ubiegłego roku postanowiła przesłuchać kilkunastu pracowników, których podejrzewała o ujawnienie wysokości billingu byłego dyrektora Macieja Grześkowiaka. - Zapraszała nas do pokoju, gdzie w obecności radcy prawnego i specjalisty ds. ochrony informacji zadawała bardzo osobiste pytania. Najbardziej skandaliczną rzeczą było pytanie, czy zgodzilibyśmy się na dobrowolne badanie wariografem. Przecież naturalne było, że kto odmówi, wyleci z pracy - twierdzi Tomczak.
W poniedziałek doszło do eskalacji konfliktu między Kudroń a Tomczakiem. Szefowa chciała mu wręczyć wypowiedzenie z funkcji producenta (wcześniej przestał być jej zastępcą). Ten, przeczuwając pismo nosem, złożył w dziale kadr tygodniowe zwolnienie lekarskie.
Nieświadoma tego Kudroń już od rana przygotowywała się do zakończenia z nim współpracy: zlikwidowała służbowy numer, kazała wymienić zamek w drzwiach gabinetu Tomczaka, pozbyła się jego nazwiska ze strony internetowej. - Uznałem to za zabór mienia, w końcu w środku zostały moje osobiste rzeczy. Poszedłem do dyrektor, która chwilę wcześniej otrzymała od księgowej moje zwolnienie. Była strasznie rozwścieczona tym, że nie może się mnie pozbyć. Kiedy usłyszałem, że nie mam wstępu do własnego gabinetu, wezwałem policję - opowiada Tomczak.
Scysji pomiędzy najbliższymi do niedawna współpracownikami przyglądali się pracownicy telewizji. Widać było, że wśród załogi panuje rozłam - jedni z satysfakcją patrzyli na producenta, który otrzymał zakaz wstępu do siedziby firmy, inni z zażenowaniem przyglądali się poczynaniom Kudroń.
Kilka miesięcy temu w podobnej sytuacji znalazł się Tomasz Gronet, przed którym drzwi do telewizji zostały zamknięte, gdy zdecydował się bronić swojego programu. - Dyrektor bezpodstawnie ściągnęła go z anteny po pierwszym odcinku. Jasno się jej postawiłem. Z jej wypowiedzi wynikało, że nie mam czego tam dalej szukać. Tuż po moim wyjściu zakazała ochroniarzom wpuszczania mnie do środka - mówi.
Tomczak uważa, że pretekstem do jego zwolnienia może być piątkowa wizyta w oddziale ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego. - Jesteśmy starymi znajomymi. Nic więc dziwnego, że mówiliśmy do siebie po imieniu. Krótko rozmawialiśmy. Na pytanie Radka: "Co słychać dyrektorze?" odpowiedziałem wprost, że już nim nie jestem - zdradza Tomczak.
Uważa, że to zemsta za otwarte krytykowanie pomysłu współpracy z Markiem Brodowskim , który miał zająć się stroną internetową, telewizją interaktywną i telegazetą. Szefowa telewizji nie chce jednak wypowiadać się na ten temat. - Skoro pan Andrzej jest chory, powinien leżeć w łóżku, a nie przebywać w pracy - ironizuje.
- Atmosfera u nas staje się nie do zniesienia. Nie wiadomo, do czego zdolna jest jeszcze dyrektor. Każdy z nas boi się teraz o własny stołek. Przecież Kudroń pozbywa się wszystkich, którzy mają nawet minimalnie rozbieżne zdanie - podsumowuje anonimowo jeden z pracowników.