Energetycy: wyższe rachunki albo brak prądu

Bez uwolnienia cen prądu nie będzie możliwe wybudowanie nowych elektrowni ani wdrożenie ogólnokrajowej strategii oszczędzania energii - ostrzegają energetycy. Według nich ceny i tak wzrosną o 10-12 proc.

Branża przedstawiła wczoraj swoje argumenty na konferencji zorganizowanej przez Polską Konfederację Pracodawców Prywatnych "Lewiatan". Energetycy próbują przekonać polityków do zmiany decyzji szefa Urzędu Regulacji Energetyki Mariusza Swory.

Swora, mianowany przez Jarosława Kaczyńskiego tuż przed dymisją jego gabinetu, wstrzymał decyzję swojego poprzednika Adama Szafrańskiego o uwolnieniu cen energii. Do tej pory zakłady energetyczne sprzedające energię konsumentom musiały przedkładać URE swoje cenniki do zatwierdzenia. Szafrański uwolnił ceny, bo uznał, że od 1 lipca mamy już wolny rynek energii - każdy może zmienić dostawcę. Decyzja Szafrańskiego nie spodobała się premierowi Kaczyńskiemu, który go odwołał i powołał Sworę.

Jego decyzję o wstrzymaniu uwolnienia cen wszyscy sprzedawcy zaskarżyli do sądu. Szef URE nieco się ugiął i uznał, że regulowane cenniki będą tylko dla gospodarstw domowych. Na wyrok sądu trzeba będzie jednak poczekać, a na razie spółki przedłożyły taryfy do zatwierdzenia. Według nieoficjalnych informacji większość proponuje podwyżkę cen o 10-12 proc., ale szef URE może się na to nie zgodzić. Na zatwierdzenie taryf na przyszły rok ma teoretycznie czas do poniedziałku.

- Ceny prądu muszą wzrosnąć, bo rosną ceny węgla, elektrownie muszą kupić limity emisji CO2, których Polska będzie miała za mało - mówili wczoraj przedstawiciele branży. Do tego dochodzi konieczność zakupu energii z odnawialnych źródeł, która jest znacznie droższa niż tradycyjna.

Ale najważniejszy argument dotyczył konieczności budowy nowych elektrowni. - Dziś megawatogodzina prądu kosztuje 140 zł. Próg opłacalności dla nowych inwestycji to jest 190-210 zł - mówił Przemysław Chryc z belgijskiego Electrabela, który w Polsce jest właścicielem Elektrowni Połaniec. Niskie ceny energii powodują trudności w negocjacjach z bankami, które nie chcą kredytować budowy nowych elektrowni. - Od siedmiu lat nie wybudowano nowych bloków energetycznych, a wiele istniejących jest przestarzała - mówił Chryc. I ostrzegał, że deficyt mocy może przyjść już tej zimy, jeśli temperatura przez kilkanaście dni z rzędu spadnie poniżej minus 15 stopni.

Przed scenariuszem braku prądu dla szybko rozwijającej się polskiej gospodarki ostrzegało też Ministerstwo Gospodarki kilka miesięcy temu.

Energetycy twierdzą również, że niskie ceny prądu zniechęcają do jego oszczędzania. Resort gospodarki przygotowuje strategię efektywności energetycznej, która ma sprawić, że nasza gospodarka będzie mniej "prądożerna". Dziś energochłonność polskiego PKB jest cztery razy wyższa w Niemczech. - Ale mechanizmy zachęcania do oszczędzania prądu nie będą działać, gdy energooszczędne instalacje są droższe niż koszt prądu, który pozwalają zaoszczędzić - twierdzi branża.

Energetycy domagają się, aby URE i rząd stymulowali konkurencję. Chodzi o to, aby jak najwięcej energii można było kupić przez giełdę, żeby URE szerzej niż dotychczas informowało o możliwości zmiany dostawcy energii. Od Ministerstwa Finansów domagają się zmniejszenia akcyzy na prąd, która wynosi 20 zł za megawatogodzinę i jest pięć razy wyższa niż unijne minimum.