W piątek Sikora zajął w austriackim Hochfilzen dobre siódme miejsce w sprincie na 10 km. - Jestem wściekły, bo przez pudło na ostatnim strzelaniu straciłem szansę na podium. Na dodatek pod koniec blokował mnie na trasie Ukrainiec, który biegł bardzo wolno i nie zauważył, że chcę go wyprzedzić. Straciłem sporo sekund - mówił Sikora po tamtym biegu. Siódma lokata dała mu awans na piąte miejsce w klasyfikacji generalnej PŚ. Niestety później było znacznie gorzej.
Niepowodzenia z piątku miał sobie powetować w sobotnim biegu na dochodzenie, na trasę którego wyruszył, mając zaledwie 10 sekund straty do trzeciego miejsca. Niestety, Polak fatalnie spisał się na strzelnicy. Zaliczył aż pięć pudeł, w tym dwa już podczas pierwszego strzelania, i zajął dopiero 24. lokatę. Wygrał, już po raz 76. w karierze, Ole Einar Bjoerndalen.
- Tomkowi odnowiła się kontuzja pleców. Bolały go i nie mógł się dobrze "ułożyć" podczas strzelań. Tak tłumaczył się po zawodach - mówi "Gazecie" Zbigniew Waśkiewicz, prezes związku biatlonowego, który był na miejscu w Hochfilzen.
W sobotę wieczorem ból nieco zelżał i lekarze stwierdzili, że Sikora może wystartować w niedzielnej sztafecie. - Ale rano znów zaczęło go boleć i trener Roman Bondaruk zdecydował, że nie warto ryzykować poważniejszego urazu. Tomek ze sztafety się wycofał - opowiada Waśkiewicz. A rezygnacja Sikory oznaczała, że Polacy w ogóle nie wystartują w sztafecie, bo do Hochfilzen pojechało tylko czterech zawodników. Nie było kogo wystawić w zastępstwie. Sztafetę wygrali Norwegowie przed Rosjanami i Niemcami.
Po pięciu indywidualnych zawodach PŚ w tym sezonie i chwilowym awansie na piąte miejsce Sikora zajmuje ósmą lokatę. Magdalena Gwizdoń jest 27., a Krystyna Pałka 28. - Początek sezonu jest gorszy niż rok temu, ale nie dzieje się nic niepokojącego. Tomek zajmował miejsca w pierwszej dziesiątce, a Magda i Krysia też nie spisywały się źle. Z jakąś konkretną oceną poczekamy do kolejnych zawodów w słoweńskiej Pokljuce - mówi prezes Waśkiewicz.
Związek jest zadowolony ze współpracy z rosyjskim serwismanem Jewgienijem Durkinem - skończyło się narzekanie biatlonistów na złe smarowanie nart. Zapadła już decyzja, że umowa z nim zostanie przedłużona do igrzysk w Vancouver. Durkin zarabia ok. 3 tys. euro miesięcznie.
W poniedziałek biatloniści przenoszą się na kolejne zawody do Słowenii (początek 12 grudnia). Na święta Bożego Narodzenia wracają do Polski. Sylwestra spędzą już jednak w Oberhofie, przygotowując się do kolejnego startu.