Jani zamiast tradycyjnych bajek w telewizji wybiera kasety wideo z meczami Jamesa Blake'a a od zabaw z rówieśnikami zdecydowanie woli grę na korcie i bieganie za piłką. Mama chłopca, Mari Maattanen, w przeszłości dobra tenisistka, która była nawet mistrzynią Finlandii, od najmłodszych lat zabierała syna na rozgrywki ligi amerykańskiej. To właśnie wtedy młody adept tenisa miał okazję spotkać Andre Agassiego a pojedynki oglądał siedząc na kolanach Anny Kurnikowej czy Jeleny Lichowcewej. Mattanen twierdzi, że Silva był wręcz skazany na uprawianie właśnie tej dyscypliny sportu. Podobno omal nie urodził się na korcie, wody odeszły, gdy przyszła mama kończyła lekcję w swym kalifornijskim klubie Gold River i ledwie zdążyła dojechać do szpitala w Sacramento.
Co stanie się z chłopcem w przyszłości? Czy ma szansę zostać kolejnym złotym chłopcem, który już za kilka lat może wygrać turniej Wielkiego Szlema? Zdania są podzielone. Obecnie trenuje w akademii tenisowej Mouratoglou pod Paryżem. Twórca szkoły dostrzegł już potencjał w Janim i stwierdził, że oszlifuje ten diament i przez kilka kolejnych lat będzie pokrywał koszty szkolenia Jana Silvy oraz pobytu całej rodziny w Europie, które oszacował na 140 tys. dolarów rocznie.
Jednak już teraz pojawiają się głosy, że trzeba bardzo uważać na to, co może stać się z karierą chłopca, bo gotowej recepty na sukces niestety nie ma. - Gdy Szarapowa miała 13 lat, jeszcze nie mogłem powiedzieć, że wygra Wimbledon. Potencjalnego mistrza nie pozna się tak wcześnie - mówi znany trener Robert Lansdorp, który pomagał m. in Pete'owi Samprasowi. Tracy Austin idzie o krok dalej i zauważa: - Nie wolno zrzucać na niego tej odpowiedzialności, nie trzeba wmawiać mu, że będzie numerem 1, rodzicom nie wolno koncentrować się tylko na nim, a przede wszystkim nie można pozwolić, by dzieciak poczuł się jedynym żywicielem rodziny.
Cały artykuł w Rzeczpospolitej