Desperat, który wziął zakładników w biurze Hillary Clinton, chciał umrzeć

Mężczyzna, który w ostatni dzień listopada wziął zakładników w biurze Hillary Clinton w Rochester (stan New Hampshire), przyznał w rozmowie z gazetą ''New York's Daily News'', że chciał umrzeć.

- Nie chciałem nikogo skrzywdzić, ale liczyłem, że ten spowodowany przeze mnie impas skończy się moją śmiercią - powiedział podczas wywiadu przeprowadzonehgo w areszcie 46-letni Leeland Eisenberg. - To miała być forma samobójstwa, tyle że za spust pociągnąłby jakiś policjant - dodał.

Eisenberg jest oskarżony o wzięcie sześciu zakładników w biurze kandydatki na prezydenta, senator Hillary Clinton. Mężczyzna sterroryzował ludzi pokazując im zawiniątko - rzekomą bombę -, przyklejone taśmą do piersi. Po długich rozmowach z policyjnymi negocjatorami napastnik wyszedł z biura, wcześniej odkłądając niebezpieczny pakunek. Natychmiast otoczyli go policjanci z formacji antyterrorystycznej SWAT, którzy obezwładnili go i założyli mu kajdanki.

W wyniku całego zajścia nikt nie został ranny. Według policyjnych informacji, napastnik, który jest mieszkańcem Rochesteer, już wcześniej dał się poznać jako niezrównoważony psychicznie.

W rozmowie z dziennikarzem Eisenberg przyznał, że jest rozczarowany tym, jak potoczyły się wydarzenia.

- Widziałem moment, w którym policjanci przejęli ostatniego zakładnika. Od tego momentu mogli już działać bez zahamowań. Widziałem nawet strzelca. Miał zasłoniętą twarz i uruchomiony celownik laserowy. Nie zrobiłem żadnego gestu sugerującego, że się poddaję. Nie podniosłem rąk do góry, ani nic z tych rzeczy. Po prostu szedłem w stronę drzwi wyjściowych myśląc sobie: "o to właśnie chodzi, ten facet zaraz mnie zdejmie". Z rozmachem otworzyłem drzwi wierząc, że zaraz usłyszę strzały, ale one nie padały. Wtedy pomyślałem sobie: "co ja tu do cholery robię?".

Eisenberg zdradził, że zdiagnozowano u niego psychozę maniakalno-depresyjną. Swoje zachowanie usprawiedliwiał kumulacją życiowych problemów, z którymi nie potrafił sobie poradzić. - Straciłem pracę jako kierownik działu sprzedaży. Moja żona chciała rozwodu. Byłem przygnębiony, czułem, że jestem żałosnym człowiekiem.

Na pomysł skonstuowania bomby wpadł podczas oglądania telewizyjnego programu.

- To było olśnienie. Syszałem głosy mówiące, bym poświęcił swoje życie. Tylko w ten sposób mogłem zwrócić uwagę ludzi na kwestię zdrowia psychicznego, postawić ten problem na pierwszym planie.

W poniedziałkowym orzeczeniu sędzia skierował Eisenberga na badania psychiatryczne oraz wyznaczył kaucję w wysokości pół miliona dolarów.