W ubiegłym miesiącu praca na poczcie w Gdyni była dwukrotnie sparaliżowana. Specjalne skanery dwa razy wykryły ładunki w przesyłkach.
Za każdym razem trzeba było ewakuować pracowników z nowoczesnego i gigantycznego centrum sortowania paczek.
Okazało się, że przesyłki były nadawane w jednym z białostockich urzędów pocztowych. Wewnątrz były granaty pochodzące z okresu II wojny światowej. Nie były one niebezpieczne, bo nie miały ładunków wybuchowych.
- To były tylko obudowy - powiedziała nam wczoraj Marta Rodzik z Komendy Miejskiej Policji w Białymstoku. - Przejęliśmy sprawę, bo wszystko wskazuje na to, że nadawca jest z Białegostoku. Robimy wszystko, aby ustalić, kto to jest.
Obie paczki były adresowane do Stanów Zjednoczonych. Policjanci już sprawdzili te adresy. Obydwa okazały się fałszywe.