Co naprawde uzyskało PSL?

W porozumieniu podpisanym przez PSL z SLD-UP nie ma wielu konkretów, których domagała się Rada Naczelna partii - krytykuje członek władz PSL Janusz Piechociński. - Cała umowa jest ogólna i taka miała być - odpowiada inny z liderów ludowców, Marek Sawicki

Co naprawde uzyskało PSL?

W porozumieniu podpisanym przez PSL z SLD-UP nie ma wielu konkretów, których domagała się Rada Naczelna partii - krytykuje członek władz PSL Janusz Piechociński. - Cała umowa jest ogólna i taka miała być - odpowiada inny z liderów ludowców, Marek Sawicki

Janusz Piechociński: Przegraliśmy, więc po co nam rząd?

Mikołaj Lizut: Co Pan sądzi o umowie koalicyjnej, którą Pańskie ugrupowanie zawarło z SLD-UP?

Janusz Piechociński: Nie jest to żadna umowa, tylko - jak głosi tytuł - "porozumienie programowe". Stało się więc tak, jak chciał Leszek Miller - nie ma właściwie żadnych konkretów. W tym dokumencie najbardziej dziwi mnie jego ogólnikowość. Takie porozumienia ugrupowania na ogół podpisują przed wyborami, a nie dwa tygodnie po nich. Na dobrą sprawę jest tam tylko jedna ważna informacja - wysokość wydatków.

Co chciałby Pan przeczytać w tym dokumencie?

- Chciałbym przeczytać ponoć wynegocjowane konkrety, o których mówili nasi negocjatorzy podczas sobotniej Rady Naczelnej PSL. Po pierwsze, miał się tam znaleźć harmonogram wprowadzenia podatku importowego na trzy lata, po drugie, zobowiązanie do zmiany ustawy o NBP i obniżeniu stóp procentowych. Tymczasem w porozumieniu są same ogólniki, które można różnie interpretować. Żadnych obiecanych konkretów nie ma.

Przecież politycy SLD wcale nie kryli, że te punkty negocjacji są między Wami rozbieżne.

- Dlatego liczę, że nasi delegaci do rozmów z SLD wyjaśnią mi, dlaczego na Radzie Naczelnej twierdzili, że te sprawy są załatwione.

Dlaczego był Pan przeciwny wejściu PSL do rządu?

- Gdybyśmy takie porozumienie podpisali z SLD-UP, nie wchodząc do koalicji, to przy każdej ustawie wniesionej przez rząd moglibyśmy dopilnować szczegółowych zapisów. Teraz będziemy mogli najwyżej pokrzyczeć w gazetach i ewentualnie wyjść z koalicji. Tak się też może stać. Jeśli nasze postulaty programowe nie będą realizowane, to dla dwóch stołków nie warto być w tym układzie.

Taki scenariusz przewidują również niektórzy politycy SLD.

- To prawda. Józef Oleksy stwierdził, że SLD nie potrzebuje programu PSL, ale głosów Stronnictwa do realizacji własnego programu. Ta właśnie wypowiedź utwierdziła mnie w przekonaniu, że nie powinniśmy tworzyć koalicji. Wchodząc do rządu, oddajemy kraj - poza wielkimi miastami - w ręce sił populistycznych, po drugie, przykładamy rękę do budowy dwubiegunowego układu sił w Polsce - SLD kontra reszta. Przyłączając się do Sojuszu, osłabiamy już nadwątlone centrum, w którym sami jesteśmy.

Moi koledzy na Radzie Naczelnej argumentowali, że bezpieczniej jest wejść do koalicji i starać się realizować nasz program z pozycji ław rządowych. Partia polityczna powinna bowiem walczyć o władzę. Ja zaś tłumaczyłem, że nasz program lepiej realizować w przyjaznym porozumieniu parlamentarnym, nie wchodząc do rządu. Nie bylibyśmy narażeni na autoryzowanie pomysłów SLD, z którymi nie do końca się zgadzamy.

A jednak Pańscy koledzy mają trochę racji - celem partii politycznej jest demokratyczna walka o władzę.

- Tak. Tylko do władzy ma się mandat wówczas, gdy się wybory wygrywa, a nie przegrywa. Moim zdaniem te wybory przegraliśmy. Powinniśmy znać swoje miejsce.

Dlaczego PSL uzyskał tak słaby wynik?

- Złożyło się na to wiele rzeczy, ale przede wszystkim zła była nasza kampania. W telewizji byliśmy uśmiechnięci i - parafrazując słowa naszej piosenki - "nie baliśmy się marzeń", a rzeczywistość skrzeczała. Nie dotarliśmy do wyborców. Była to kampania prezydencka, a nie parlamentarna. Rosnąca sympatia do lidera nie przeniosła się na wyniki wyborów.

Nikt nie kwestionuje pozycji Jarosława Kalinowskiego w partii. Między nami nie ma żadnych animozji personalnych, jak bywało wcześniej. Spór polega na tym, jaką ścieżką powinno pójść PSL. Gdy zmienią się proporcje w partii, można będzie zmienić ścieżkę.

Prezes Kalinowski przekonywał Radę Naczelną, że lepiej być drugą partią w rządzie niż czwartą w opozycji. Chodzi chyba o to, że poza koalicją i tak nie zdołalibyście przebić Samoobrony, PiS czy Ligi Polskich Rodzin.

- Ale w demagogii i krzykliwej krytyce wszystkiego nie należy się ścigać. Byliśmy dotąd postrzegani jako partia zachowawcza i niereformatorska. Teraz te zarzuty bledną w zderzeniu z zachowaniami czy programami LPR czy Samoobrony. Jesteśmy demokratyczną, racjonalną, obliczalną partią. To jest nasz atut.

Po ostatniej Radzie Naczelnej znalazł się Pan w opozycji wobec kierownictwa PSL. Co oznacza ta sytuacja dla Stronnictwa?

- Jako wiceszef Rady Naczelnej jestem również członkiem kierownictwa. Zresztą przeciw koalicji z SLD-UP był również jej przewodniczący Franciszek Stefaniuk. Jesteśmy partią wewnętrznie demokratyczną. Czasem mamy różne zdania, ale podporządkowujemy się woli większości. Większość działaczy na Radzie Naczelnej mówiła, że decyzja - wejść czy nie wejść do rządu - zaważy na dalszym losie PSL jako partii. Podpisując to porozumienie, prezes Kalinowski wziął na siebie pełną odpowiedzialność.

Marek Sawicki: PSL na tym nie straci

Mikołaj Lizut: Pański partyjny kolega Janusz Piechociński krytykuje podpisane przez PSL porozumienie z SLD-UP. Twierdzi, że nie ma w nim wielu konkretów, których domagała się Rada Naczelna partii, m.in. zobowiązań do wprowadzenia podatku importowego oraz zmiany ustawy o NBP. Co Pan na to?

Marek Sawicki: - Piechociński chyba nie czytał tego dokumentu. Strony uzgodniły uruchomienie procedur i analiz warunkujących podjęcie decyzji w sprawie wprowadzenia podatku importowego. W porozumieniu jest też mowa o rozszerzeniu zadań Rady Polityki Pieniężnej.

To bardzo ogólne zapisy.

- Cała umowa jest ogólna i taka miała być. Nie można było zapisać jednej rzeczy szczegółowo, a pozostałych nie.

To dobra umowa?

- Rząd SLD-UP-PSL będzie dla Polski lepszy niż rząd mniejszościowy. Jeśli da się coś dobrego zrobić dla gospodarki, to na pewno nie straci na tym PSL.