Decyzja zakończyła kilkuletni spór sądowy między Częstochową a Poczesną, ale nie załagodziła konfliktu. Na mocy wyroku wiejska gmina ma zwrócić Częstochowie 1,25 mln złotych (w tym koszty sądowe). To część odszkodowania, które miasto przez lata wypłacało Poczesnej za uciążliwości związane z obecnością wysypiska odpadów, m.in. za niszczenie dróg przez ciężarówki.
- Wyrok jest bardzo krzywdzący, ale nie mogę z nim dyskutować - mówi Krzysztof Ujma, wójt Poczesnej. - Trzeba zapłacić, żeby nie narażać gminy na karne odsetki. Znalazłem pieniądze w budżecie, nie szkodząc innym planowanym wydatkom. Mam nadzieję, że radni na najbliższej sesji zaakceptują te zmiany i plan wypłaty Częstochowie zasądzonych pieniędzy.
Częstochowa płaciła Poczesnej odszkodowanie na mocy porozumienia, które zawarto na początku lat 90. Miasto przelewało na konto gminy ok. 400 tys. zł rocznie i zapewniało komunikację miejską na terenie Poczesnej. Kwotę odszkodowania do ok. 1,5 mln zł niespodziewanie podniósł tuż przed końcem swojej kadencji w 2002 r. prezydent Wiesław Maras. Jego następcy uznali, że umowa jest wadliwa, bo Maras "zapomniał" o zmianie przepisów. Poczesna nabyła w tym czasie prawo do połowy opłaty, którą do kasy urzędu marszałkowskiego wnosiło wysypisko - ok. 1,5 mln zł rocznie. Częstochowa uznała, że te pieniądze powinny w całości zrekompensować uciążliwości, dlatego wypowiedziała podpisane przez Marasa porozumienie i przestała płacić odszkodowanie.
Poczesna poszła do sądu i wygrywała we wszystkich instancjach. Do momentu, gdy Sąd Najwyższy niespodziewanie przyznał rację Częstochowie. Mało tego: nakazał zwrócić to, co Częstochowa przed zerwaniem umowy zdążyła zapłacić. Wyrok zapadł już w czerwcu, ale sąd powiadomił strony dopiero w październiku.
Z wiceprezydentem Bogumiłem Sobusiem nie udało nam się w piątek skontaktować. Biuro prasowe odmówiło komentarza bez konsultacji z nim. Nieoficjalnie urzędnicy magistratu przyznają, że sprawa jest wątpliwa moralnie. I że najlepiej by było, gdyby Częstochowa nie przyjmowała tych pieniędzy. Z prawnego punktu widzenia nie może jednak tego zrobić. Niewykluczone, że miasto będzie chciało przeznaczyć odzyskane pieniądze na inwestycje na wysypisku.
Tymczasem Poczesna nie zamierza rezygnować z dochodzenia swoich praw.
- Faktycznie, dostajemy połowę opłaty marszałkowskiej - tłumaczy wójt Ujma. - Tyle że te pieniądze nie są w stanie zrekompensować strat. Poza tym idą na konto gminnego funduszu ochrony środowiska, na którym zgodnie z prawem nie możemy zgromadzić więcej niż około 2 mln zł. Dla nas jest to bardzo niekorzystne, bo składowisko chce się rozwijać. I nawet jeśli będzie płacić z tego tytułu większe opłaty marszałkowskie, my nie dostaniemy więcej. Wszystko powyżej limitu będziemy musieli zwrócić. Tak więc uciążliwość dla gminy będzie coraz większa, a pieniądze wciąż te same.
Samorządowcy z Poczesnej obawiają się, że wygrana Częstochowy może być wstępem do dalszych roszczeń miasta, bo zasądzona kwota to tylko część zapłaconego gminie odszkodowania. W sumie chodzi o 4 mln zł.