Ludzie odwiedzający wystawę w większości nie widzieli nic złego w tym, co robi Vargas.
Pseudoartysta dedykował swoje "dzieło" złodziejowi Natividadowi Candzie z Nikaragaui. Canda został zabity w Kostaryce przez dwa rottweilery pilnujące posesji, na teren której się włamał. Incydent wywołał krótkie napięcie w relacjach między obydwoma państwami. "Artysta" nazwał nawet psa Natvidad.
- Ludzie współczuli mu dopiero, gdy został zabity - mówi Vargas o złodzieju. - Tak samo jest z bezdomnymi psami: gdy umierają z głodu na ulicy, nikt nie zwraca na nie uwagi. Dopiero, gdy ludzie zobaczyli psa w galerii jako dzieło sztuki, skoncentrowali się na jego losie. To hipokryzja - mówi Vargas.
Na zarzuty, że zabił psa, odpowiada: - Nie powiedziałbym, że ten pies umarł.
Według serwisu Petloverstips.com, Vargas wybrał psa w jednej z biednych dzielnic Mangui i zapłacił grupie dzieci za złapanie go.
Obrońcy praw zwierząt są zgodni: przywiązanie psa do ściany i obserwowanie, jak umiera z głodu to sadyzm. Czy można się w tym dopatrzyć czegokolwiek, co miałoby coś wspólnego ze sztuką? Według komentujących "dzieło" Vargasa, nie. Np. serwis Kulturaonline.pl, pisze, że ten pokaz to tylko "chora prowokacja". Vargas nie jest - wg krytyków - poważnym artystą, nie ma nawet własnej strony internetowej.
Jednak w rezultacie tej prowokacji Vargas został wybrany do reprezentowania swego kraju w Biennale Ameryki Środkowej w Hondurasie w 2008 roku.
Na zdarzenie błyskawicznie zareagowało wiele organizacji zajmujących się obroną praw zwierząt, a także dużo prywatnych osób (w tym Polaków), które opisały to na swoich blogach. W internecie pojawiły się petycje przeciw udziałowi Vargasa w biennale.