Wrocławsko - włocławskie różnice

Tydzień w lidze koszykarzy. Co to się porobiło! Śląsk Wrocław jest ostatni w tabeli koszykarskiej ekstraligi po sześciu kolejkach!

Nie utrzyma się to zapewne długo, ale samo w sobie jest wydarzeniem. Kiedyś - nie do pomyślenia. Nawet w latach największych kryzysów, ekstremalnego odmładzania składu (lata 80.) czy buntu trzech czwartych składu (sezon 1994/95) nie było takiej sytuacji.

Nie piszę tego po to, żeby pastwić się nad losem wrocławskiego klubu. Teraz, kiedy twórca jego potęgi w latach 90. i na początku tego wieku Grzegorz Schetyna staje się ministrem spraw wewnętrznych, pastwić się nad Śląskiem przez szacunek dla władzy nawet nie wypada. Tym bardziej że sam Schetyna może się chwalić w obecnych wywiadach, że kibice kiedyś go nienawidzili, a teraz proszą o powrót do klubu.

Może kiedyś tak samo będzie z obecnym właścicielem klubu Waldemarem Siemińskim? Na razie prześmiewczy kibice, którzy założyli stronę www.czydobrzepracujemy.pl (wspominając niesławny występ prezesa na meczu inaugurującym sezon, plik wideo do zobaczenia także na moim blogu), dziennikarze nadal się buntują i nie chcą podpisywać barterowych umów reklamowych w zamian za akredytacje. Ale jeśli zrozumieją nowatorskie (według samego prezesa) myślenie Siemińskiego, to kto wie?

Najważniejsze dla wszystkich we Wrocławiu jest na pewno to, żeby Śląsk znów wygrywał. A żeby wygrywał, na pewno musi mieć nieco lepszych zawodników (skąd we Wrocławiu taki Dawan Robinson?). I będzie ich miał, bo już we Włocławku można było usłyszeć, że do końca zmian w składzie Śląska jest daleko. Moim zdaniem nie daje to szans na finał w obecnej lidze, ale Andrej Urlep może mieć inne zdanie i na pewno będzie chciał to udowodnić. I jeśli mu się uda, wszyscy zapomną o konfliktach, więc nad rzekomą marnością sportową Śląska nie ma się co w tej chwili roztkliwiać.

W sobotni wieczór we Włocławku widać było, jak bardzo po drugiej stronie barykady znalazł się za to w ostatnich latach Anwil Włocławek. Może to kwestia czasu, ale organizacja klubu z Kujaw sprawia, że jego kibice mogą być dużo spokojniejsi. Zresztą - głosują nogami przychodząc na mecze, bo od początku lat 90. (z małą przerwą pod koniec tamtej dekady) Anwil Włocławek dostarcza im rozrywkę na niezmiennie wysokim poziomie.

Czy we Włocławku był mistrz, czy wicemistrz, czy czwarte miejsce, można w ostatnich latach być pewnym, że frajerzy do Anwilu nie przyjeżdżają. Gerrod Henderson, Alan Daniels czy nawet Żeljko Zagorac są tego potwierdzeniem, a polscy koszykarze przy nich grają coraz lepiej. Dochodzi do tego, że prezes klubu Zbigniew Polatowski może się teraz zastanawiać, czy zostawić w zespole Danielsa - moim zdaniem świetnego koszykarza - czy też szukać kogoś lepszego. To nie stało się przypadkiem, ten komfort to efekt osiągnięcia pewnego pułapu organizacji klubu.

Jestem bardzo ciekaw, czy na ten pułap wróci Śląsk Wrocław pod ręką Waldemara Siemińskiego. Może wtedy nie będzie on musiał pytać wszystkich - i samego siebie, jak sądzę - "czy dobrze pracujemy?".

Zapraszam na mojego bloga adrom.blox.pl