Błaszczykowski: Nie schrzanimy awansu do Euro 2008

PRZEGLĄD SPORTOWY. - Czasami najłatwiejszą sprawę można schrzanić. Ale nie sprawę naszego awansu do EURO 2008. To się musi udać - mówi w "Przeglądzie Sportowym" Jakub Błaszczykowski, który po kontuzji znowu zagra w polskiej reprezentacji.

Czy wie pan, ilu kibiców chciało kupić bilety na wasz mecz z Belgią?

Jakub Błaszczykowski: - Nie mam pojęcia. 100 tysięcy?

250 tysięcy. To szokująca liczba, prawda?

- Rzeczywiście, ale z tego powodu należy się tylko cieszyć. Bez dwóch zdań to najważniejszy mecz w moim życiu, mojej przygodzie z piłką. W Chorzowie musimy przypieczętować awans. Nie mogę już doczekać się tego spotkania, tej atmosfery, pięćdziesięciu tysięcy kibiców. Polscy kibice są fantastyczni, żywiołowi, jakby wyjęci z południa Europy. Na mecze Borussii przychodzi po osiemdziesiąt tysięcy kibiców. Są super, ale gdyby było tam osiemdziesiąt tysięcy Polaków, to stadion by się pewnie rozleciał.

A tak przy okazji, to liczba chętnych, która chciała obejrzeć ten mecz pokazuje jak potrzebny jest nam nowy, większy stadion narodowy. Na mecz z Belgią można by pożyczyć słynną Maracanę z Rio de Janeiro (śmiech) (...)

Po kontuzji łydki nie ma śladu?

- Oj, nie rozmawiajmy o zdrowiu, bo jeszcze coś zapeszymy. Ta kontuzja Darka Dudki... Jestem już zdrowy. Wytrzymuję po dwa treningi dziennie, a zapewniam, że do lekkich one nie należą.

Czyżby zatęsknił pan za byłym trenerem Wisły Kraków Danem Petrescu, który zajeżdżał was na treningach?

- Nie, nie tęsknię. Słowo honoru (śmiech).

Więcej w "Przeglądzie Sportowym"