Czwartkowy poranek, telefon od cioci Krysi. Wpadnie do nas z rodziną. - Skoro już przyjechaliśmy na groby, szkoda nie wykorzystać okazji do spotkania - mówi.
O rany! Ziemniaków mam tyle co dla domowników, nie starczy dla gości. Nie mam mleka, a ciocia pija kawę tylko białą. Biegnę do sklepu na moim osiedlu - Górkach Małobądzkich w Będzinie. Sklep zamknięty, te obok także. Niedaleko jest M1 w Czeladzi. Nieczynne.
- Pracownicy sklepów mają dziś wolne - przypomina mi ochroniarz patrolujący parking.
Ale daje cień nadziei! Może znajdę mały sklepik, którego właściciel sam stanął za ladą albo znalazł na ten dzień dorywczego pracownika, który chce w święto dorobić.
- Tego nikt nie może zabronić - podpowiada.
Może na Syberce? Przy ul. Skalskiego są sklepy, ale wszystkie mają na drzwiach kłódki. Zbliża się południe, a ja jeszcze nie byłam na cmentarzu. Albo nie zdążę iść na groby, albo moja rodzina nie tylko nie zje obiadu. Biegnę na cmentarz. Może potem znajdę jakiś otwarty sklep? Kiedy maszeruję z sosnowieckiej Pogoni, gdzie na grobach zapaliłam znicze, przy ul. 27 Stycznia widzę zamknięty pawilon Społem i... otwarty mały blaszak! W środku kolejka. Przede mną dziesięć osób. Kupują piwo, słodycze. Właścicielka Barbara Kocot jest bardzo zadowolona. Nie czuje się pokrzywdzona tym, że sama musi stać za ladą. Cieszy się - ma ruch jak rzadko.
Gdy Magda dzwoni i opowiada o poszukiwaniu ziemniaków, jestem pewna, że żartuje. Niektórzy właściciele bielskich sklepów odgrażali się, że będą handlować, bo w nosie mają zakazy. Mówię jej: u nas na pewno da się kupić ziemniaki. Idę sprawdzić. Jest południe. Kaufland na osiedlu Karpackim. Z domu mam tutaj parę minut. Na parkingu jest kilka samochodów. Z granatowego audi wysiada starszy pan w eleganckim płaszczu, bierze wózek na zakupy. Dopiero potem czyta kartkę, że sklep jest nieczynny.
- Chciałem kupić znicze - martwi się.
Pocieszam go - znicze można kupić przy cmentarzu. Byłam rano, widziałam stragany. Za to z ziemniakami będzie problem. Na osiedlu wszystkie znane mi sklepy są zamknięte. Jadę do centrum miasta. Na głównym deptaku, ulicy 11 Listopada, wszystko pozamykane, to samo na sąsiednich ulicach. Zamknięta jest nawet Żabka - sklep, który był zawsze czynny w święta! Czynne są tylko kwiaciarnie. Niedaleko, przy ul. Żywieckiej, jest stacja benzynowa. Obok jest restauracja McDonald's. Czynna. Zaglądam przez okno, w środku tłumy. Kilkanaście osób robi zakupy w sklepie na stacji benzynowej. Kupują papierosy, napoje, chipsy. Ziemniaków jednak tam nie ma. Wracam na deptak. Niespodzianka! Widzę mężczyznę z reklamówką, chyba wraca z zakupów. Pytam, gdzie znalazł czynny sklep.
- Nigdzie. Udało mi się za to kupić piwko. Tutaj niedaleko jest taka niewielka knajpa. Właścicielka stanęła za barem i leje piwo. Zabrałem sobie do domu na wynos, w plastikowej butelce - pokazuje uradowany.