Stan zdrowia czterech kobiet, u których kilka dni temu w szpitalu MSWiA odkryto paciorkowca, jest od kilku dni jednym z głównych tematów krakowskich mediów. - Podawajcie informacje o ich zdrowiu na bieżąco - proszą czytelnicy. - Co się teraz dzieje z ich dziećmi? - pytają inni. To właśnie za sprawą artykułów prasowych zakażeniem na oddziale ginekologiczno-położniczym w resortowej lecznicy zainteresowała się prokuratura.
- Zarejestrowano już postępowanie o narażenie pacjentek na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub zdrowia w sytuacji, gdy na określonych osobach ciążył obowiązek opieki nad nimi - mówi Bogusława Marcinkowska, rzeczniczka krakowskiej prokuratury. Śledczy zamierzają przesłuchać najpierw inspektora sanitarnego; od jego zeznań będą zależały ich dalsze kroki.
Tymczasem specjalny zespół mikrobiologów badających źródło zakażenia ma już pierwsze wyniki - okazuje się, że nosicielem paciorkowca był jeden z pracowników oddziału, na którym przebywały młode mamy. - Szczegółowe badania wykażą, czy jest to paciorkowiec z tej samej grupy, którą zainfekowano kobiety - mówi Anna Malinowska, rzeczniczka Głównego Inspektoratu Sanitarnego MSWiA. Nadal sprawdzane są też dwie inne hipotezy: nosicielem paciorkowca mogła być jedna z matek; do zakażenia mogło dojść za sprawą niesterylnych narzędzi, którymi przeprowadzano cesarskie cięcie.
Stan dwóch kobiet jest krytyczny (są w stanie wstrząsu septycznego). Lekarze walczą o ich życie. Zastosowano już najnowocześniejsze metody leczenia w takich wypadkach. - Ich rezultaty będą znane w ciągu kilku najbliższych dni - zaznaczają lekarze. Dwie pozostałe kobiety z dnia na dzień wracają do zdrowia. Dzieci wszystkich czterech matek, u których wykryto paciorkowca, są zdrowe. Trójka noworodków nadal przebywa w szpitalu MSWiA, a jedno dziecko na prośbę ojca zostało kilka dni temu wypisane. - Ostateczne wyniki badań, które wyjaśnią, w jaki sposób doszło do zakażenia, powinny być znane w ciągu kilku najbliższych dni - mówi Malinowska.