Za tydzień meczem z Brazylią nasze siatkarki rozpoczną zmagania w Pucharze Świata w Japonii. Trzy najlepsze drużyny z 12 startujących otrzymają "paszporty" do igrzysk w Pekinie. Małgorzata Glinka (29 l.) mówi w "Super Expressie" , że liczy na miejsce w tej trójce.
- Jedenaście meczów w dwa tygodnie. Trzy razy będziemy też zmieniały miasta. Na początek gramy w Hamamatsu, później w Sendai w Sapporo i Nagoji. Dni, które teoretycznie mogłyśmy mieć na odpoczynek, będą przeznaczone na przeprowadzkę. Niekiedy myślę, że któryś z tych panów w garniturach, którzy siedzą sobie na trybunie głównej i wymyślili taki turniej, powinien zejść na parkiet i sam rozegrać tyle meczów w tak krótkim czasie. Wtedy być może by zrozumiał, jaki trzeba w to włożyć wysiłek. Puchar Świata jest pod tym względem najgorszym turniejem, jaki ktoś mógł wymyślić.
- Brazylijki, Włoszki i my. Więcej nikogo nie widzę. Żartuję (śmiech). Poważnie, to do tego trzeba dołączyć jeszcze zespoły Kuby, USA i Serbii. Myślę, że z tej szóstki wyłoni się trójka, która wywalczy awans do igrzysk w Pekinie. Wierzę, że w tej grupie będziemy także my. Jechać z innym nastawieniem do Japonii nie miałoby najmniejszego sensu.
- Dla mnie nie ma to najmniejszego znaczenia. I tak musimy z nimi grać. Choć z drugiej strony, może dobrze, że na początku, bo gdyby od ostatniego meczu z nimi zależał nasz awans do igrzysk, to byłoby trudno. W ostatnim meczu siłę do gry będziemy chyba brały z "paznokci".
- Są Walewska, Fofao, a naszym trenerem jest drugi szkoleniowiec Brazylii. Niedługo będzie się u nas mówiło po portugalsku, a nie po hiszpańsku. Zakładów nie było, ale zespół się podzielił. Jedne dziewczyny mówiły: Maggie, trzymaj się, inne dopingowały Brazylijki. A my... Tylko śmiałyśmy się.